Ferment wywołały pierwszomajowe odezwy Związku Robotników Polskich, kolportowane w Łodzi i okolicach. Władze postawiły siły policyjne w stan pogotowia, spodziewając się jednak, że niedziela 1 maja minie spokojnie, ale w poniedziałek stanęło pięć fabryk zatrudniających 800 robotników. W środę 4 maja strajk ogarnął już 15 tys. osób, których perswazją nie udało nakłonić się do pracy. 5 maja liczba protestujących wyniosła ponad 30 tys., a robotnicy nawoływali do strajku powszechnego. Zebrani w Grand Hotelu fabrykanci wysłali pilne depesze do władz w Piotrkowie i Warszawie. Grupa przemysłowców z Karolem Scheiblerem na czele skłonna była podwyższyć płace o 8 proc. i skrócić czas pracy o godzinę.
Przeciwnicy ustępstw skupili się wokół Poznańskiego i Kunitzera, których popierał gubernator. Jego odezwa wzywała do podjęcia pracy i zabraniała zgromadzeń. 6 maja strajk objął już 60 tys. robotników, a wojsko, Kozacy i policja przystąpiły do tłumienia protestu. W sobotę 7 maja strajk wciąż trwał, chociaż w niektórych fabrykach przystępowano do pracy. Niedziela przyniosła uspokojenie nastrojów, ale produkcja ruszyła dopiero 12 maja.
Prasa podała, że zginęło od 40 do 200 osób, choć władze mówiły o sześciu zabitych i 300 rannych. Aresztowano 348 robotników, a 82 liderów strajku skazano na więzienie. Fabrykanci musieli jednak o godzinę skrócić czas pracy, podwyższyć płace i poczynić pewne ustępstwa socjalne.