Długie kolejki symbolicznym obrazem lat 80. XX w. Jak było w Łodzi?

Rok 1980 był przełomowy w dziejach Polski. Trwający zaledwie kilkanaście miesięcy festiwal “Solidarności” nie gwarantował jeszcze zasadniczych, trwałych zmian w życiu codziennym, a to stawało się coraz trudniejsze, choćby z uwagi na załamanie rynku i reglamentację podstawowych produktów.

Długie kolejki symbolicznym obrazem lat 80. XX w. Jak było w Łodzi?
Długie kolejki symbolicznym obrazem lat 80. XX w. Jak było w Łodzi?
5 zdjęć
Długie kolejki symbolicznym obrazem lat 80. XX w. Jak było w Łodzi?
Długie kolejki symbolicznym obrazem lat 80. XX w. Jak było w Łodzi?
Długie kolejki symbolicznym obrazem lat 80. XX w. Jak było w Łodzi?
Długie kolejki symbolicznym obrazem lat 80. XX w. Jak było w Łodzi?
ZOBACZ
ZDJĘCIA (5)

Radość i nadzieja w 1981 r. mieszały się z poczuciem braku stabilności, niedoborów i walki o byt. W Łodzi i całym kraju wybuchały kolejne protesty, były tarcia na szczytach władzy, trudne negocjacje związkowe i strajki ostrzegawcze. Łódzkie fabryki pracowały normalnie (nie licząc drobnych przestojów), zdarzały się zatrzymania komunikacji miejskiej, kolejki przed placówkami handlowymi były coraz dłuższe, a z półek znikały towary. To nie był jeszcze czas najgłębszej zapaści, ale pewna zapowiedź nowej, trudnej dekady.

Pochwała makulatury

Samo posiadanie kartek nie gwarantowało zakupu. Trzeba było wykazać się inicjatywą, zajmować miejsce w kilku kolejkach, ustawiać się w ogonku od rana, polować na okazje, a czasem wymieniać się kartkami. Na rozmaite dobra odbywało się polowanie, bo popyt rósł przy słabnącej podaży. Swoistym znakiem tego pierwszego okresu zmian stało się np. polowanie nie tylko na wędliny czy cukier, ale również na… papier toaletowy. Wydzielano go po kilka rolek, a dostawy szybko znikały. Jednym ze sposobów zdobycia papieru była wymiana makulatury na rzeczony artykuł pierwszej potrzeby w punktach skupu, które oferowały również np. pozagatunkowy fajans z Włocławka. Warto wspomnieć, że pod względem ekologicznym PRL mogła być wzorem – plastiku prawie nie było, wszystkie opakowania szklane były kaucjonowane i podlegały zwrotowi, a liczne zbiórki makulatury w szkołach przeznaczano na szczytne cele.

Życie czekoladopodobne

To nie był jeszcze czas, kiedy na sklepowych półkach stał tylko legendarny ocet, ale z miesiąca na miesiąc przybywało oznak kryzysu. Społeczne napięcie rosło. Jedną z widocznych posierpniowych przemian, demokratyzacji życia i swobód obywatelskich było jednak otwarcie granic i możliwość uzyskania paszportu. Dokument, dla większości ludzi wcześniej nieznany, dawał okazję wyjazdu na Zachód, choć wymagało to pewnych kosztów. Wcześniej można było wyjeżdżać do krajów bloku socjalistycznego, posługując się tzw. wkładką paszportową. Kiedy pojawiła się szansa na uzyskanie prawdziwego paszportu, ludzie – zwłaszcza młodzi – masowo ruszyli na podbój Europy. Niektórzy chcieli zobaczyć świat, podróżować, inni mieli dość codziennych problemów i intuicyjnie przeczuwali bieg wypadków, nie wierząc już w lepszą przyszłość. Chociaż z założenia były to deklarowane wyjazdy turystyczne, spora grupa ludzi była zdeterminowana, by z powodów ekonomicznych próbować poszukać dla siebie nowego miejsca do życia – takiego, gdzie nie trzeba było na kartki kupować wyrobów czekoladopodobnych czy radować się z rolki papieru.

Wycieczki do ambasady

Na łódzkim podwórku wiosną i latem 1981 r. też widać było paszportowy boom. Dokumenty wydawano dość sprawnie – w terminie miesięcznym, ale pod kontrolą. Czasami wzywano chętnych do wyjazdu na rozmowę do odpowiedniego departamentu, pytając o cel podróży. Kolejki ustawiały pod bankiem PeKaO SA przy ul. Piotrkowskiej 211, gdzie trzeba było otworzyć konto walutowe z minimalnym wkładem 110 dolarów. Do krajów skandynawskich i do Austrii można było wyjechać bez wizy, ale najbardziej oblegana była ambasada NRF, gdzie trzeba było ustawić się wczesnym rankiem i spędzić dzień w stolicy. Standardowe procedury obowiązywały w konsulacie USA, gdzie wymagane było zaproszenie, łatwiej było o wizę brytyjską. Zapełniły się pociągi do Berlina czy autobusy do Hanoweru. Na wizach praca w Niemczech czy w krajach Beneluksu była na czarno. Niektórzy od razu jakoś się urządzili, część wróciła z saksów do Polski z drobnym groszem, a pod koniec roku wielu nie mogło już wrócić, podobnie jak ci, którzy chcieli wyjechać po 13 grudnia 1981 r. To była pierwsza fala emigracji, choć nie tak duża jak ta po 1989 r. 

ZOBACZ TAKŻE