Dzień Rodzicielstwa Zastępczego. Poznaj historię bohaterów z Łodzi. Dla tych dzieci są całym światem!

Każdego dnia, przez cały rok pomagają dzieciom z bagażem trudnych doświadczeń. A we wtorek, 30 maja, mają swoje święto – Dzień Rodzicielstwa Zastępczego.

Zdjęcia portretowe rodzin zastępczych z Łodzi
Dzień Rodzicielstwa Zastępczego – pani Joanna
5 zdjęć
Zdjęcia portretowe rodzin zastępczych z Łodzi
Zdjęcia portretowe rodzin zastępczych z Łodzi
Zdjęcia portretowe rodzin zastępczych z Łodzi
Zdjęcia portretowe rodzin zastępczych z Łodzi
ZOBACZ
ZDJĘCIA (5)

Wśród 910 łódzkich rodzin zastępczych ponad 550 jest spokrewnionych, prawie 250 niezawodowych oraz ok. 110 zawodowych. Poznajcie trzy z nich.

Alicja i Andrzej to 1 z 34 łódzkich rodzinnych domów dziecka

Ich dom jest dokładnie taki, jacy są pani Ala i pan Andrzej – ciepły, serdeczny i przyjazny. Nad pozytywną atmosferą czuwa opiekun rodziny – 80-kilogramowy nowofundland Dante, miłośnik jabłek, kąpieli w morzu i wycieczek autem.

Państwo Brzozowscy mają w domu stały podział obowiązków. Za odwożenie dzieci z niepełnosprawnościami do szkół odpowiada pan Andrzej. Za zakupy również, a jest ich sporo. Całą resztę załatwia jego żona. – Alusia lepiej dogaduje się ze starszymi dziećmi. A ja mam dryg do żartowania, więc potrafię zabawić te młodsze – opowiada pan Andrzej. Gdy jeżdżą na wakacje, to dwoma autami. 

Od 20 lat Brzozowscy pomagają jako rodzina zastępcza dzieciom po przejściach. Dotychczas zapewnili dom (tymczasowo lub na stałe) 16 dzieciom. Dwóm chłopcom towarzyszyli w procesie adopcji. Obserwowali też powroty dzieci do rodzin biologicznych. Nie wszystkie z nich skończyły się pozytywnie – jedno z rodzeństw ponownie musiało uciekać z domu i znów stało się częścią ich rodziny. Obecnie mieszkają z ośmiorgiem dzieci w wieku od 8 do 22 lat. Część z nich ma FAS lub niepełnosprawność intelektualną. Dwoje nigdy się nie usamodzielni i już do końca z nimi zostanie.

Joanna to 1 z 19 łódzkich pogotowi rodzinnych 

Większość zawodowego życia pani Joanna związała z księgowością i bankami. Gdy postanowiła zostać zawodową rodziną zastępczą, jej pracodawca i bliscy liczyli, że z czasem wróci do korporacji. Ona jednak nie dała się przekonać do powrotu za biurko. Wygrało poczucie misji i chęć zrobienia czegoś naprawdę wyjątkowego. 

– W banku na premię czeka się 3 miesiące, a w takiej pracy wystarczy zmienić pieluchę i od razu jest premia w uśmiechu – opowiada. 

Od prawie 5 lat prowadzi pogotowie rodzinne. „Specjalizuje się” w opiece nad maluszkami. Swoją pracę wykonuje w mieszkaniu na jednym z łódzkich osiedli, bo do miłości nie jest potrzebny ogromny dom. Przyjmuje dzieci bezpośrednio po narodzinach, pozostawione przez swoje biologiczne mamy w szpitalach. Czasami ma pod opieką także maleństwa przywożone prosto z interwencji. 

W pogotowiu dzieci mieszkają do momentu wyjaśnienia ich sytuacji, zwykle do czasu uregulowania sytuacji prawnej i znalezienia im rodziców adopcyjnych. Pani Asia pomogła już 11 dzieciom. Większość z nich wyprawiła do adopcji. Prawie ze wszystkimi rodzinami adopcyjnymi ma kontakt do dziś.

I zawsze powtarza, że nie zamieniłaby tej pracy na żadną inną.

Agnieszka to 1 z 30 łódzkich specjalistycznych rodzin zastępczych 

Pani Agnieszka spędziła 23 lata przy taśmie przy produkcji aparatury elektrycznej i lutowaniu diod. W wieku 35 lat zaczęła studiować psychologię. Marzyła, by praktyki zrobić w Pałacu, hospicjum Fundacji Gajusz. Spełniła swoje marzenie, a zaliczenie przerodziło się w wolontariat. To wtedy poznała 9-miesięcznego Alana, który do Pałacu trafił jako 6-tygodniowe niemowlę w stanie agonalnym. Przeżył trzy sepsy i trzy zatrzymania akcji serca. 

Początkowo chłopiec na nic nie reagował, ale już po kilku spotkaniach Agnieszka zauważyła, że łapie z nią kontakt i powoli budzi się do życia. – Dzieci się nie wybiera. To dziecko mnie wybrało. W ciągu tygodnia podjęłam decyzję, że jestem gotowa być jego rodziną zastępczą. Moi nastoletni synowie od początku byli na tak, ale znajomi myśleli, że zwariowałam – wspomina.  

Od ponad 4 lat w opiece nad Alankiem pani Agnieszce pomaga jej mama. Pani Maria jest u nich każdego dnia i mówi, że Aluś to jej trzeci wnuczek. Teraz Alan ma już 5 lat. Od kilku miesięcy samodzielnie chodzi. – Marzyła mi się praca z dziećmi, a przy tym bycie niezależną. Teraz wreszcie czuję, że jestem tu, gdzie zawsze chciałam być.

ZOBACZ TAKŻE