Historia Łodzi. Skandale spokojnym życiu miasta. O bójkach, kradzieżach i procesach o czary

Pomijając dziejowe zawieruchy wojenne w XVII i XVIII w., życie w rolniczym miasteczku płynęło raczej spokojnie. Czasem wybuchały skandale, a w dziejach Łodzi doszło także do kilku – odnotowanych w kronikach miejskich – głośniejszych występków oraz procesów przeciwko „wszetecznym grzesznikom”.

Collegium Maius Uniwersytetu Krakowskiego na starej rycinie
3 zdjęcia
ZOBACZ
ZDJĘCIA (3)

Zacznijmy jednak od pozytywnych informacji. Wzorem innych miast przy parafii łódzkiej działała zapewne elementarna szkoła, o której najwcześniejsza wzmianka pochodzi z 1515 r. Jak się okazuje, kilku łódzkich mieszczan wysłało też swych synów na studia do Akademii Krakowskiej i to w czasie jej rozkwitu na przełomie XV i XVI w. 

Nasi żacy w Krakowie

Z lat 1486–1564 znane są nazwiska pięciu łodzian studiujących w Krakowie. Wiemy, że w roku 1486 uczył się tam już pierwszy łodzianin, Bartłomiej, syn Jana. Rok 1521 przynosi zapis o studiach Marcina, syna Jakuba z Łodzi. W albumie wpisów Academii Jagiellonici widnieje w 1525 r. nazwisko Mikołaja, syna Jana z łódzkiej rodziny Smarzów, który był profesorem na wydziale sztuk. I jeszcze dwóch: w 1534 r. – Wojciech, syn Macieja, w 1540 r. – Mikołaj, syn Stanisława. Nieco później zasłynęli w Akademii Krakowskiej bracia Paweł i Piotr Rożkowice, synowie Mikołaja z Łodzi. Starszy Paweł był profesorem wszechnicy krakowskiej oraz kanonikiem u św. Floriana. Uczynił także w 1586 r. specjalny zapis na rzecz wspierania żaków z Łodzi. Piotr Rożkowic też zrobił karierę, bo w 1578 r. otrzymał katedrę na wydziale artium i został dziekanem, jak również pełnił funkcję kanonika kolegiaty św. Anny.

Z kronik sądowych

W kronikach sądowych znajdują się zapiski o różnego rodzaju sprawach o „zadawanie obrazy”, bójki, pokaleczenia czy wreszcie zwykłe kradzieże. Zdarzały się również wypadki poważniejsze, jak np. morderstwo w tajemniczych okolicznościach Pawła Kubowicza, jednego z zamożnych mieszczan łódzkich. Dużego rozgłosu nabrała np. sprawa wyrębu i kradzieży drzewa z lasu biskupiego w 1642 r. i to w czasie uroczystości pożegnania abp. Macieja Lubińskiego. Kilku mieszkańców zorganizowało „wycieczkę” do pobliskiego lasu i przy pomocy najętych drwali ogołociło go z dorodniejszych okazów. Wszystko się wydało i była spora lokalna afera. 

Dochodziło również do burd i awantur. W 1690 r., podczas jarmarku, miasteczko najechała wataha podpitych chłopów z Modrzewia, Skotnik i Łagiewnik, którzy poturbowali handlarzy lutomierskich i mieszczan łódzkich, niszcząc przy tym wiele towarów. Władze zwróciły się do właścicieli tych dóbr o ukaranie poddanych. Znany jest z XVII w. także wypadek zabatożenia na śmierć chłopa w Łagiewnikach z rozkazu Jana Bełdowskiego, który ukarał go za kradzież ryb z dworskiego stawu. Wypadki chłopów były zresztą dość częste, podobnie jak wystąpienia przeciwko niektórym znienawidzonym nadzorcom majątków szlacheckich.

Proces o czary

W XVII-wiecznej Łodzi odbyło się przypuszczalnie kilka procesów o czary, choć zachował się dokument odnoszący się tylko do jednego z nich. To pochodzący z 1652 r. protokół przebiegu badań sądowych niejakiej Zofii Straszybot. Wcześniej, bo w 1638 r., znajdujemy w aktach miejskich wzmiankę o procesie domniemanej czarownicy, którą pławiono w stawie na Łódce. Legendy łódzkie mówią także o Czarnej Mańce, której sadybę nad stawem na Jasieniu w Wólce nazywano Czarnym Dworem. Za czarownicę uznawano – jak głoszą przekazy – także Marysię Fikus, zwaną „Mańką Kłak”, oraz Baśkę z rodziny Bielasów w Sikawie. Kim była łódzka mieszczka Zofia Straszybot, nazywana Strasibotką, dokładnie nie wiemy, ale sprawa była poważna, bo po sprowadzeniu do Łodzi „specjalistów” od czarów – dwóch rajców z większego Rzgowa, tudzież kata – Zośkę podczas tortur zamęczono. O innym zdarzeniu wiemy z kroniki klasztoru łagiewnickiego, spisanej przez gwardiana M. Kałowskiego: „Roku Pańskiego 1675 było powietrze na ludzi, ale bardziej na inwentarze wszelkie; samemu panu Żeleskiemu zdechło owiec pięćset, bydła, koni bardzo wiele. Zrazu nie tyle karze Boskiej, jako czarom przypisywać to począł pan Żeleski, kazał wszystkie kobiety ze wsiów w stawie pławić”. Na szczęście przed niechybną śmiercią ustrzegła je żona szlachcica, przebłagawszy krewkiego małżonka.

ZOBACZ TAKŻE