Problemy pojawiły się już w pierwszym secie. Brakowało skuteczności na skrzydłach. Kulało także przyjęcie. Amerykanki szybko wszyły na kilkupunktowe prowadzenie. Po naszej stronie dobrze funkcjonował jedynie blok, ale Polki zdążyły już do tego wszystkich przyzwyczaić i ich przeciwniczki były na to przygotowane. Agnieszka Korneluk na zagrywce dała Polakom moment oddechu i nie pozwoliła, żeby rywalki uciekły z wynikiem za daleko. W końcówkę seta Amerykanki wchodziły z 4 punktową przewagą. Trener starał się ratować sytuację i na boisku pojawiła się łódzka libero Maria Stezel. Strata była już jednak zbyt duża. Faworytki wyszły na prowadzenie.
Druga partia zaczęła się dla biało-czerwonych fatalnie. Amerykanki szybko wyszły na 5-punktowe prowadzenie. Brakowało precyzji i tempa na rozegraniu. Kiedy przewaga Amerykanek urosła do 7 punktów Stefano Lavarini poprosił o przerwę. Nic dziwnego. Przeciwniczki popisywały się nie tylko znakomitą skutecznością, ale także potrafiły kontratakować. Po polskiej stronie zabrakło pomysłu na przełamanie czarnej serii. Przewaga tylko rosła i w końcowe wynosiła już 11 punktów.
To najwyraźniej rozwścieczyło Polki, bo trzecią odsłonę spotkania zaczęły od całkowitej dominacji. Szkoleniowiec reprezentacji dokonał kilku zmian na parkiecie i to dało efekty. W trzecim secie na boisko wyszła m.in. łodzianka Klaudia Alagierska. 5-punktowa zaliczka po polskiej stronie najwyraźniej zaskoczyła rywalki, które zaczęły się gubić. Popełniały błędy i straciły impet. Po raz kolejny okazało się, że przyjęcie jest kluczowym elementem gry. Wszystko zaczęło się układać. Do czasu. W połowie seta na parkiet wyszła Jordan Larson i Amerykanki okrzepły. Odrobiły straty i zaczęły kąsać trudną zagrywką. W efekcie wyszły na prowadzenie i dopięły swego. To one zagrają w półfinale, a polki pożegnały się z igrzyskami.
Ćwierćfinał:
USA — Polska
3:0
(25:22, 25:14, 25:20)