Dr hab. Marzena Szwed i prof. Agnieszka Marczak z Uniwersytetu Łódzkiego oraz prof. Krzysztof Szczepanowicz z PAN w Krakowie pracują nad kapsułkami, które są tak małe, że milion takich kuleczek zmieściłby się w ziarenku piasku. Mogą przewozić nawet bardzo trudne do rozpuszczenia leki, takie jak paklitaksel i aplikować je prosto do raka.
Jak to działa?
Kapsułka to coś w rodzaju mikroskopijnej kulki. Te cząsteczki mają dwie części: hydrofilowe główki – lubiące wodę i hydrofobowe ogony – unikające wody. Dzięki temu w środku można zamknąć lek, który normalnie w wodzie by się nie rozpuścił.
Na kapsułce jest jeszcze specjalna powłoka, która pomaga jej dłużej krążyć we krwi i ukrywa ją przed układem odpornościowym.
Dlaczego to działa? Guz nowotworowy jest nieuporządkowany i ma sporo wolnych przestrzeni między komórkami. Kapsułki łatwo się w nim zatrzymują i powoli uwalniają lek – dokładnie tam, gdzie trzeba.
Dalszą część artykułu znajdziesz poniżej.
Pierwsze testy – dobre wieści
Badania w laboratorium na komórkach raka piersi pokazały, że po podaniu kapsułek z lekiem komórki raka zaczęły znikać i przestawały się dzielić. To dopiero początek, ale wyniki są obiecujące.
Kiedy w szpitalach?
Na razie to badania podstawowe. Przed nami jeszcze testy w warunkach bardziej zbliżonych do ludzkiego organizmu, potem badania na zwierzętach, a dopiero na końcu – próby kliniczne u pacjentów. Cały proces może potrwać nawet kilkanaście lat.
Nadzieja dla chorych
Jeśli pomysł się sprawdzi, chemioterapia przyszłości może być o wiele łagodniejsza. Lek będzie atakował raka, a nie całe ciało, co oszczędzi pacjentom wielu cierpień.
