Kabarety w dawnej Łodzi. Z czego śmiali się łodzianie?

Jesienne i zimowe wieczory w dawnej Łodzi mogłyby być szare jak unoszący się w fabrykach pył. Mogłyby być pozbawione sensu i najdrobniejszych nawet przejawów radości. Mogłyby, ale na szczęście w mieście zaczął kwitnąć kabaret.

Kabarety w dawnej Łodzi
Kabarety w dawnej Łodzi

O ile dzisiaj granie do przysłowiowego kotleta kojarzy się jednoznacznie źle, o tyle pierwsze widowiska kabaretowe faktycznie odbywały się w towarzystwie kotletów, piwa i – rzecz jasna – publiki zgromadzonej w tym czy innym lokalu gastronomicznym. Obecność alkoholu pozwalała znosić nieco słabsze występy, a tych, przynajmniej w początkowym okresie, było całkiem sporo.

Kabaretowy miszmasz

Piosenki, kuplety, ale też pokazy żonglerki, ekwilibrystyki, akrobacji i tańca – w początkowym okresie łódzki kabaret mógł przypominać cyrk. Trudno się zresztą dziwić: podaż odpowiadała na popyt, a ten był w mieście duży. Żądni rozrywki po całotygodniowej, ciężkiej pracy mieszkańcy rzęsiście oklaskiwali nawet niezbyt udane numery. Potrzeba śmiechu i dania ujścia emocjom wygrywała z bardziej wysublimowaną rozrywką.

Na przełomie XIX i XX w. kabarety zaczęły przenosić się z restauracji i szynków do osobnych budynków czy sal. Pierwszy dowcipną czeredkę przyjął pod swoje strzechy teatr Apollo zbudowany w 1898 r. ul. przy Konstantynowskiej 16 (dziś to ul. Legionów). Ważna była też Urania, zajmująca teren, na którym stoi dziś Dom Handlowy „Magda” (ale to już całkiem inny budynek). To tam debiutował Eugeniusz Bodo, ale swoje miejsce znaleźli też kabareciarze.

A czego dotyczyły ich występy? Obrywało się choćby niekoniecznie idealnie działającym instytucjom publicznym (kolej, telefony). Złośliwości sypały się w kierunku osiadłych w Łodzi ludzi pochodzenia wiejskiego, których dziwował „tramwaj, co bez koni chodzi”. Ostrze niezbyt wysokich lotów satyry dotykało wreszcie i lokalsów: „Raz Antek z Bałut dostał w łeb guza, / Byłem przy śmierci tego łobuza. / Kiedy do nieba wpuszczono łotra, Zaraz przy wejściu ograbił Piotra”.

Przykład przyszedł ze stolicy

Po latach zżymania się przez recenzentów i załamywania rąk nad poziomem łódzkiego kabaretu, do miasta – z gościnnymi występami – przybył warszawski kabaret Momus. Tu poziom artyzmu był już znaczny, przyjazd młodych aktorów okazał się sukcesem, o którym szeroko dyskutowano. Kiedy w 1911 r. Momus upadł, część jego załogi przeniosła się właśnie do Łodzi i stworzyła podobnie ambitne przedsięwzięcie, debiutując 24 stycznia 1914 r. w hotelu Savoy.

Tenże Savoy był potem domem kabaretu Bi-Ba-Bo. Jego kierownikiem został dawny sekretarz Momusa, Stefan Bolesta-Wydźga. Sercem projektu był jednak Konrad Tom – aktor, piosenkarz, konferansjer, który rolami w skeczach porywał widownię.

Odrodzenie śmiechu

Choć kabaret Bi-Ba-Bo zakończył działalność pod koniec 1915 r., grupę o takiej nazwie możemy w Łodzi znaleźć również dziś. Zespół powstał w 1972 r., a tworzą go emeryci i renciści. Kabaret występuje w domach kultury czy klubach seniora, a za wysoki poziom artystyczny zdobył już niejedną nagrodę. Seniorzy udowodnili, że śmiechom w Łodzi nie ma końca.

Korzystałem z książki Wacława Pawlaka „Minionych zabaw czar”

ZOBACZ TAKŻE