Na długo przed pierwszym gwizdkiem sędziego słychać było głosy, że dla Widzewa Łódź jest to mecz o uratowanie sezonu. Słaba postawa ligowa miała zostać zrekompensowana lepszą grą w pucharze. Od początku spotkania obie drużyny grały ze sporym respektem, jednak przypominało to bardziej piłkarskie warcaby niż szachy. Gospodarze dwie bardzo dobre szanse na zdobycie bramki mieli w 22. minucie. Gęsty, gryzący dym z rac dwukrotnie utrudniał interwencje Rafałowi Gikiewiczowi, ale bramkarz Widzewa stanął na wysokości zadania. Im bliżej końca pierwszej części gry, tym lepiej prezentowali się przyjezdni. Sygnał do ataku dał Jakub Łukowski. Po indywidualnej akcji wdarł się w pole karne, jednak z jego strzałem poradził sobie Rafał Mamla. W 42. minucie kibice z Łodzi wyskoczyli ze swoich krzesełek, bo piłka wpadła do bramki Korony. Najpierw z daleka uderzył Sebastian Kerk, a bramkarz gospodarzy w nieporadny sposób odbił piłkę przed siebie. Wyłuskał ją Imad Rondić i umieścił w siatce. Jednak po analizie VAR sędzia Karol Arys uznał, że wcześniej był spalony, a kilka minut później zaprosił obie strony na przerwę.
Znów karny
Po zmianie stron lepiej zaczęli grać złocisto-krwiści. Potrafili zepchnąć widzewiaków do głębokiej defensywy i zmusić do błędów. Po jednym z nich Luis da Silva zagrał piłkę ręką, a arbiter bez wahania wskazał na 11. metr. Egzekutorem był Martin Remacle. Gikiewicz wyczuł jego intencje, ale strzał był na tyle precyzyjny, że znalazł drogę do siatki. Widzew próbował narzucić swoje warunki na boisku, ale to niewiele dawało. W ostatnich minutach kielczanie bronili się całym zespołem, ale z przewagi piłkarzy RTS kompletnie nic nie wynikało. Po gwizdku Karola Arysa było jasne, że dla łódzkiej drużyny jest to koniec pucharowej przygody.
Gikiewicz – Kastrati (77’ Sobol), da Silva, Żyro, Krajewski – Alvarez, Haonusek (58’ Shehu), Kerk – Łukowski (58’ Cybulski), Syperk (83’ Klimek) – Rondić