W pierwszej połowie meczu piłkarze ŁKS Łódź wyglądali na zbyt zmęczonych, aby grać. Mimo optycznej przewagi, posiadania piłki nie udało się zamienić w żadną akcję, która pozwoliłaby otworzyć wynik spotkania. Duża w tym wina niedokładności, której w poczynaniach ełkaesiaków było naprawdę sporo. Piłka co prawda raz zatrzepotała w bramce gospodarzy, jednak sędzia trafienia nie uznał przez spaloną pozycję.
Z drugiej strony boiska działo się co prawda niewiele, ale kiedy już gospodarze dochodzili do głosu, potrafili napędzić stracha Aleksandrowi Bobkowi.
Nadzieja była do końca
Po zmianie stron gra ŁKS Łódź zaczęła się poprawiać. To oni przejęli inicjatywę i nie dawali rywalom szans na rozłożenie skrzydeł, samemu co chwila sunąc z kolejnymi akcjami. Cały czas problemem było jednak wykończenie – mimo licznych prób łodzianie nie oddali żadnego strzału, który poważnie zagroziłby bramce Marka Kozioła.
Im bliżej końca meczu, tym oblężenie pola karnego Kotwicy Kołobrzeg stawało się coraz bardziej intensywne. I coraz mniej konkretne. Łodzianie nie przekuli swojej przewagi w gole i z Kołobrzegu wracali z zaledwie jednym punktem. Na kolejny mecz ełkaesiacy nie będą czekać długo, bo już w piątek (7 marca) na własnym stadionie zagrają z Wartą Poznań.
Kotwica Kołobrzeg – ŁKS Łódź 0:0 (0:0)
ŁKS Łódź: Bobek – Dankowski, Rudol, Wiech (18’ Gulen), Głowacki – Kupczak, Mokrzycki (74’ Wysokiński), Hinokio (74’ Mrvaljević) – Pirulo (54’ Młynarczyk), Arasa, Sitek