ŁKS Łódź wciąż bez gola w Ekstraklasie. Łodzianie przegrywają z Ruchem Chorzów

O ile pierwszy mecz ŁKS Łódź w Ekstraklasie z Legią Warszawa można uznać za falstart, o tyle starcie beniaminków miało być pierwszą okazją dla łodzian do pokazania swoich umiejętności. Ruch Chorzów to w końcu dobrze znany przeciwnik, z którym w zeszłym sezonie Rycerze Wiosny bili się o powrót do elity.

ŁKS Łódź
ŁKS Łódź przegrał z Ruchem Chorzów, fot. Łukasz Grochala/Cyfrasport

Niestety ŁKS nie wykorzystał swojej szansy. Pozbawiony dwóch kluczowych graczy, czyli Pirulo i Dankowskiego, przegrał na wyjeździe 2:0.

Bez pomysłu i skuteczności

Ruch od początku nie dawał za dużo pola do rozgrywania piłki łodzianom. ŁKS nie mógł sobie poradzić z wysokim pressingiem gospodarzy. Z czasem łodzianie miał coraz więcej kłopotów pod własną bramką. Zbyt często myliła się defensywa. Na szczęście mocnym jej punktem był Aleksander Bobek, który w odpowiednich momentach interweniował. Nie zmieniało to jednak faktu, że przyjezdni nie mogli swobodnie budować akcji. Ruch skutecznie utrudniał im utrzymanie się przy piłce. Gra była brutalna. Obfitowała w faule. Już w pierwszych minutach żółtą kartkę obejrzał Mokrzycki. Ruch miał sporo okazji do popisywania się stałymi fragmentami gry. I właśnie jeden z nich przyniósł gospodarzom gola. W 14. min. chorzowianie wyrzucali piłkę z autu niebezpiecznie blisko pola karnego. Futbolówka trafiła do Szczepana, który sprytnie odegrał do nadbiegającego środkiem Michalskiego, a ten od razu strzelił. Bobek doskonale interweniował, ale nie był w stanie obronić już dobitki. Ruch wyszedł na prowadzenie. ŁKS nie mógł znaleźć pomysłu na grę. Na domiar złego Tejan w 29 min. zderzył się z zawodnikiem Ruchu i doznał urazu barku. Musiał zejść z boiska. Zastąpił go Śliwa. Łodzianie zaczęli się rozkręcać dopiero po 30 min. Raz trafili nawet do bramki po rzucie wolnym, ale okazało się, że Szeliga był na spalonym.

Zmarnowane szanse i czerwona kartka

Od początku drugiej połowy łodzianie próbowali narzucić swoje tempo gry. Z pewnością liczyli na to, że gospodarze nie będą mieli sił na ciągły pressing. I rzeczywiście Ruch nieco zwolnił, ale starał się wykorzystywać kontry. Bardzo niebezpiecznie zrobiło się pod bramką przyjezdnych już w 48 min., ale Starzyński nie trafił. Łodzianom brakowało skuteczności. Mozolnie budowane akcje zderzały się ze ścianą defensywy chorzowian. Najbliżej bramki zbliżył się Ramirez w 59. min. Nie skorzystał jednak z okazji. Przedryblował wzdłuż linii bramkowej, ale nie udało mu się znaleźć dobrej okazji do oddania strzału. Łodzianie znów przejęli inicjatywę. Problem polegał na tym, że grali bardzo niedokładnie, a co za tym idzie, trudno było im tworzyć sobie dogodne okazje. I to się zemściło w 72. min. ŁKS kolejny raz stracił piłkę w środku pola. Wykorzystał to fenomenalny Szczepan, który pobiegł w stronę pola karnego, znalazł dobrą pozycję i precyzyjnie dośrodkował z prawego skrzydła do Swędrowskiego. Ten nie myśląc za długo, pokonał Bobka. Ruch mógł odetchnąć. Mecz praktycznie skończył się już w 83. min, kiedy Mokrzycki faulował po raz drugi i obejrzał czerwoną kartkę. Łodzianie kończyli spotkanie w 10 i nie zdołali zdobyć nawet honorowego gola.

Być może okazja do przełamania nadarzy się w trzecim spotkaniu w tym sezonie. Będzie to zarazem pierwszy domowy mecz ŁKS-u po powrocie o Ekstraklasy. Rycerze Wiosny w piątek podejmą u siebie Koronę Kielce.

Ruch Chorzów - ŁKS Łódź 2:0 (1:0)

Bramki:

K. Michalski (14’)

T. Swędrowski (75’)

ŁKS:

Aleksander Bobek – G. Glapka (65’ M. Lorenc), N. Monsalve, A. Marciniak, P. Głowacki (81’ S. Jurić), M. Mokrzycki, D. Ramirez, E. Hoti (65’ J. Letniowski) – P. Janczukowicz (81’ A. Tutyskinas), K. Tejan (29’ M. Śliwa), B. Szeliga

ZOBACZ TAKŻE