Łodzianizmy. Buda, do której nie wpuszcza się psów. O co chodziło?

Chodzenie do szkoły dla wielu uczniów nie jest, delikatnie mówiąc, najmilszym zajęciem świata. Stąd może określenie „buda", jakim zaczęto nazywać placówki oświatowe.

fot. Envato Elements
Dawniej szkołę często określano mianem „buda".

Skończyły się matury i egzaminy ósmoklasistów, a system nauczania, po likwidacji gimnazjów, powrócił do dawnej formuły szkoły podstawowej i średniej (8+4), która obowiązywała także pół wieku temu. Nie wiem, czy dziś funkcjonuje jeszcze popularny dawniej termin „buda” na określenie szkoły, ale na pytanie: „Z jakiej budy jesteś?”, odpowiedzi były mało zróżnicowane, bo obowiązywał system rejonizacji, co oznaczało, że większość uczniów chodziła po prostu do najbliższych placówek. 

O ile w podstawówkach rzecz była praktyczna, to w przypadku ogólniaków nie można było dowolnie wybrać sobie szkoły, no chyba że były wyspecjalizowane w jakimś kierunku. Tak było przy wyborze techników czy zawodówek oraz liceów z programem rozszerzonym. O tych ostatnich napiszemy w następnym odcinku, natomiast na tytułowe pytanie młodzież podawała zwykle numer SP lub LO. Uczniowie techników i zawodówek (ZSZ, czyli zasadniczych szkół zawodowych) mówili natomiast, że są z włókiennika, mechanika, energetyka, elektryka, gastronomika, spożywczaka, samochodówki, kolejowego, budowlanki, chemika lub innych specjalności, bo takich szkół profilowych było w Łodzi w latach 70. czy 80. XX w. sporo.

ZOBACZ TAKŻE