Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem kibice ŁKS Łódź mogli być zaskoczeni. Trener Szymon Grabowski zdecydował się na poważne roszady, ze zmianą struktury gry na czele. Łodzianie pierwszy raz w sezonie wyszli w trzyosobowym bloku obronnym, z mocno zagęszczonym środkiem pola.
Ta taktyka przyniosła efekt. Biało-Czerwono-Biali od pierwszych minut narzucali swoje warunki gry. Jak to już bywało w poprzednich kolejkach, wciąż największą bolączką okazywało się wykończenie, przez które przewaga długimi minutami nie była udokumentowana. Impas pod koniec pierwszej połowy przełamał dopiero Bastien Toma, który uderzeniem jakby od niechcenia, po zamieszaniu po aucie, wpakował piłkę prosto w okienko.
Decydujące siedem minut
Najwięcej emocji przyniosła jednak druga połowa. Najpierw, w 64. minucie GKS Tychy wykorzystał jeden z trzech rzutów rożnych w krótkim odstępie i za sprawą Jakuba Tecława wyrównał. Cztery minuty później jego klubowy kolega Julian Keiblinger źle obliczył tor lotu piłki posłanej przez Tomę i pokonał swojego bramkarza. Wisienką na torcie była bramka Jaspera Loffelsenda, który dopadł do odbitej przez bramkarza piłki i strzelił bramkę na 3:1.
Aż do końcowego gwizdka na boisku wciąż było co oglądać. Obie drużyny parły jeszcze na bramki, szukając kolejnych trafień, choć te nie przyszły.
ŁKS Łódź – GKS Tychy 3:1 (1:0)
Bramki: Toma 41’, Keiblinger (s) 68’, Loffelsend 71’ – Tecław 64’
ŁKS Łódź: Bobek – Rudol, Craciun, Fałowski – Loffelsend, Ernst, Wysokiński (Krykun 85’), Mokrzycki, Norlin – Toma (Kupczak 85’), Piasecki (Lewandowski 57’)
