Początkiem gehenny ludności żydowskiej na masową skalę było utworzenie w kwietniu 1940 r. zamkniętej dzielnicy w północnej części Łodzi, ale trzeba również wspomnieć, że w granicach Litzmannstadt Ghetto powstały jeszcze dwa specjalne, izolowane obozy: jeden dla Romów, a drugi dla dzieci i młodzieży polskiej.
Romska pieśń zagłady
Pomiędzy 5 a 9 listopada 1941 r. w bydlęcych wagonach przywieziono do Łodzi ponad 5 tys. Romów i Sinti z pogranicza austriacko-węgierskiego (Burgenland). Niemcy utworzyli dla nich niewielki obóz (Ziegeunerlager) w kwadracie ulic: Brzezińska, Towiańskiego, Starosikawska i Głowackiego. Wśród 5007 Romów było 2689 dzieci. Mieszkali oni w strasznych warunkach sanitarnych – na terenie obozu nie było latryn, łaźni i bieżącej wody, wybuchła epidemia tyfusu. Bardzo szybko zmarło ponad 700 osób, które pogrzebano w zbiorowych mogiłach na terenie cmentarza żydowskiego.
Po kilku tygodniach koszmaru, 5 stycznia 1942 r. Niemcy rozpoczęli wywózkę Romów do obozu w Chełmnie nad Nerem, gdzie do 12 stycznia wszystkich zamordowano. Ponoć byli wśród nich przedstawiciele romskiej elity. Do dziś stoją kamienice, w których Romowie mieszkali, a także stara kuźnia, w której mieściła się kostnica. Dziś stoi tam głaz upamiętniający zagładę.
„Mały Oświęcim"
Od grudnia 1942 r. z rozkazu Reichsfurera SS zaczął funkcjonować niemiecki obóz dla dzieci i młodzieży polskiej (Polen Jugendverwahrlager) przy ul. Przemysłowej, który powstał na terenie Litzmannstadt Ghetto. Więźniami były dzieci w wieku od 8 do 16 lat. Określenie „mały Oświęcim” w pełni oddaje grozę tego miejsca i ludobójczego systemu stworzonego podczas wojny i okupacji. Warunki podobne były do tych panujących w obozach koncentracyjnych, gdzie przy głodowych racjach żywności wprowadzono przymus pracy dla dzieci powyżej 8 lat. Wiele z nich zmarło na skutek chorób, wycieńczenia, głodu, a nierzadko przemocy i pobicia. Chłopcy wyrabiali buty ze słomy, koszyki z wikliny, paski do masek gazowych oraz skórzane elementy plecaków wojskowych, a dziewczęta pracowały w pralni i pracowniach krawieckich.
Dzieci otrzymywały na śniadanie kromkę chleba i kubek czarnej kawy, na obiad zupę z ziemniaków w łupinach lub z brukwi, kolacja była powtórzeniem śniadania. 11 grudnia 1942 r. przyjechał pierwszy transport, do 18 stycznia 1945 r. przeszło przez niego kilka tysięcy dzieci. Kilkuset małych więźniów zmarło z głodu, chorób i bicia. Oswobodzenia doczekało 900 dzieci w stanie krańcowego wyczerpania.
Mury Radogoszcza
W dawnej fabryce Abbego przy ul. Zgierskiej w Radogoszczu powstało więzienie należące do policji niemieckiej, przez które przeszło w czasie okupacji ok. 40 tys. osób. Drugie więzienie, dla kobiet, funkcjonowało przy ul. Gdańskiej. Większość osadzonych w Radogoszczu była oskarżona o tzw. przestępstwa przeciwko interesom III Rzeszy, takie jak szmugiel artykułów żywnościowych czy nielegalne przekroczenia granicy pomiędzy Generalnym Gubernatorstwem a III Rzeszą, do której należała wtedy Łódź. Groził za to najwyższy wymiar kary lub zesłanie do obozu. Więźniów wywożono stąd do obozów koncentracyjnych i na masowe egzekucje w podłódzkich lasach.
W lipcu 1940 r. zarząd nad więzieniem objął komendant Walter Pelzhausen, który – jak wynika ze wspomnień osadzonych – był psychopatą i bił każdego napotkanego więźnia. Osobiście zastrzelił dziewięcioro osadzonych, którzy np. podkradali chleb z magazynu. Apogeum przemocy nastąpiło w nocy z 17 na 18 stycznia 1945 r., kiedy Niemcy rozpoczęli masowe mordowanie, a wobec oporu, jaki napotkali, podpalili budynek. Zginęło łącznie 1500 więźniów, ocalało jedynie 30 osób.