Łódzki przemysł produkował dawniej na dużą skalę przędzę, sukno, tkaniny, koronki czy galanterię, ale ubiorami zajmowały się głównie warsztaty krawieckie, których w mieście były setki. Nie istniała w zasadzie masowa, zunifikowana wytwórczość gotowej odzieży. Ubrania były szyte na miarę z wybranych materiałów i – jak mówiono dawniej – pasowane, czyli dopasowane indywidualnie do figury oraz skrojone według panujących modnych wzorów. Były pasowane futra, płaszcze, suknie, sukienki, fraki, spodnie, marynarki, kamizelki, a gdy ktoś się wytwornie wystroił, mówiono wówczas, że jest „na szyku”, czyli bardzo elegancki. Można było zaprezentować się i pójść w miasto – zwłaszcza na tzw. bigiel, czyli centralny odcinek Piotrkowskiej. Wtedy było „pasownie” i na szyku, a dodatkowo jeszcze – dla podwyższenia i smukłości – najlepiej na „obczasach” lub „obczasikach”, jak dawniej w Łodzi mówiono.
Pasownie i na szyku - tak mówiono kiedyś w Łodzi. Wiesz, co to znaczy? [ŁODZIANIZMY]
W dawnej Łodzi - związanej nierozerwalnie z przemysłem włókienniczym - zwracano uwagę na elegancki i wytworny wygląd. Jak komentowano wzbudzające podziw stroje? Brzmiało to zupełnie inaczej niż dziś!