– Możemy powiedzieć, że to dobra wiadomość, ale wcale tak dobra nie jest. Węgiel dotarł już w trakcie trwania sezonu grzewczego i jest go zaledwie 8 procent tego, czego potrzebujemy, bo do tej pory łodzianie złożyli zapotrzebowanie na ok. 3000 ton. Szacujemy, że w ciągu trzech, czterech dni ten opał zniknie ze składu MPO – mówi Piotr Bors, dyrektor Departamentu Pracy, Edukacji i Kultury Urzędu Miasta Łodzi. – Pojawia się też następny problem, bo na spotkaniu z przedstawicielami Polskiej Grupy Górniczej otrzymaliśmy informację, że ta spółka dopiero zamierza podpisać z PKP Cargo umowę na dowóz kolejnych transportów węgla, więc jesteśmy pełni obaw o kolejne dostawy. Sytuacja jest kuriozalna, bo mamy już grudzień, a ilość dostarczonego opału jest jak kropla w morzu potrzeb.
– Czekaliśmy na ten węgiel od trzeciego listopada, przyjechał trzydziestego. Już został popakowany i przygotowany do rozwiezienia mieszkańcom, których poinformowaliśmy o dostępności opału. Czekamy na pierwsze wpłaty za transport i będziemy realizować zamówienia w kolejności złożenia wniosków – dodaje Jan Zbroński, prezes łódzkiego MPO, który na zlecenie magistratu zajmuje się dystrybucją rządowego węgla w mieście. – Miasto zamówiło w pierwszej partii 1500 ton, a dostaliśmy tyle, ile widać.
Do tej pory o zakup węgla z rządowej puli w Łodzi złożono ponad 2400 wniosków.
Węgiel, który dotarł na skład MPO, będzie sprzedawany w cenie 1890 zł za tonę. Jego parametry energetyczne będą jeszcze poddane badaniom, ale ponieważ pochodzi z polskich kopalń – Ziemowit i Wesoła – jego jakość nie powinna budzić obaw.