„Żelazko” powstało 3 lata temu, wtedy pani Henryka uznała, że potrzebuje dorobić do skromnej emerytury. A ponieważ lubi prasować, wybór biznesu wydawał się prosty.
– Taką samą pracę wykonywałam w Anglii. Ale tam to było nie do przerobienia! W takiej prasowalni pracowało kilka osób i ciągle było coś do wyprasowania. U nas takie usługi nie są tak bardzo popularne – przyznaje pani Henryka Gojda-Kuźma.
Wynajęła lokal, kupiła żelazka, wytwornice pary i stoły do prasowania. Nazwę firmy „Żelazko” wymyślił wnuk.
– Otwarcie swojego biznesu to prosta sprawa, zwłaszcza że ja nie mam tu żadnych pracowników. Lokal stał pusty latami, poszłam do spółdzielni, porozmawiałam i mogłam zacząć pracować – wspomina pani Henryka.
Rozkręcanie biznesu
Początki były bardzo trudne. Łodzianka miała problem, żeby zarobić na podstawowe świadczenia, które trzeba było opłacić, prowadząc własną firmę.
– Teraz jest trochę lepiej, ale to i tak nie są kokosy, to nie jest wielki biznes. Ja po prostu dorabiam sobie trochę grosza do tej mojej emerytury, zamiast siedzieć na kanapie z owsianką i gapić się w telewizor. A dzięki temu mam na swoje drobne życiowe przyjemności i na prezenty dla wnuków – opowiada pani Henryka.
Po trudnych początkach pojawili się stali klienci. Przychodzą regularnie, zostawiają swoje rzeczy do prasowania, a dzięki temu zasilają budżet pani Heni. Co najczęściej przynoszą do prasowania?
– Nie ma reguły, przynoszą wszystko. I ubrania codzienne, i koszule, pościele, obrusy. Wszystko, co wymaga prasowania. Powody są różne, ale najczęściej nie mają po prostu czasu lub zwyczajnie, nie lubią tego robić – przyznaje pani Henryka.
Ubrania wyjęte spod żelazka łodzianki wyglądają zupełnie inaczej, niż te wyprasowane samodzielnie domowym żelazkiem.
– Sama wytwornica pary powoduje, że materiał zupełnie inaczej się układa, a żelazka mają większą moc niż te w naszych domach – mówi łodzianka.
Klient nasz pan
Stali klienci mają numer telefonu do pani Henryki. Jeśli mają problem z dostarczeniem ubrań w godzinach otwarcia prasowalni, łodzianka umawia się z nimi indywidualnie, przed lub po pracy. Cena prasowania też jest konkurencyjna. Wyprasowanie kilograma codziennych ubrań, to koszt około 10 zł, koszuli 7 zł. Ale łodzianka zastanawia się nad podniesieniem cen.
– Wszystko bardzo poszło w górę. Moje ceny są bardzo niskie. Ludzie przynoszą całą torbę i płacą 20–30 zł za wyprasowanie. W innych miejscach Łodzi prasowanie kosztuje dużo więcej – przyznaje łodzianka.
Urodzona optymistka
Praca w prasowalni wymaga ciągłego stania przy żelazku i dla organizmu seniorki może być obciążająca. Ale pani Henryka nie narzeka.
– To są skutki uboczne i wkalkulowane w koszty. W każdej pracy jest coś, co może być trudne – stwierdza łodzianka.
To, co byłoby pomocne dla przedsiębiorczej seniorki, to trochę więcej stałych klientów. Żeby nie musiała robić przerw w pracy, a i jej zarobek był bardziej stabilny i pewny.
– Nie oczekuję tłumów. Chciałabym mieć jeszcze siły po pracy na wydawanie tego, co zarobię, na taką zwykłą radość z codziennego życia. Ze spędzania czasu z wnukami, z rodziną. To jest ważne. A nie tylko praca i praca – dodaje Henryka Gojda-Kuźma.
I tego właśnie pani Henryce życzymy.