Przeżyli wspólnie już 70 lat – małżeństwo z Łodzi świętuje kamienną rocznicę ślubu

Poznali się jako nastolatkowie. Początek znajomości nie wróżył wielkiego uczucia, ale szybko się to zmieniło. Po krótkim czasie wzięli ślub. Lata mijały, a oni byli ze sobą na dobre i złe. Pracowali, cieszyli się, przeżywali smutki i radości. Kilka miesięcy temu obchodzili swoją kamienną, 70. rocznicę ślubu.

fot. ŁÓDŹ.PL
Kochankowie z ulicy Kamiennej
8 zdjęć
fot. ŁÓDŹ.PL
fot. arch.prywatne
fot. arch.prywatne
fot. arch.prywatne
fot. ŁÓDŹ.PL
ZOBACZ
ZDJĘCIA (8)

Historia miłosna Marianny i Michała Bączaków mogłaby posłużyć za scenariusz romantycznego filmu czy książki. On się zakochał, a ona go nie chciała. Do momentu, kiedy do akcji wkroczyli rodzice… O wspólnie spędzonych latach opowiada głównie pani Marianna, pan Michał wtóruje jej i zgadza się z żoną w każdym słowie. 

Trudne początki miłości, która przetrwała dekady

– Zanim się poznaliśmy, Michał był zaręczony, pojechał do swojej rodzinnej miejscowości, do Opatówka po dokumenty do ślubu, a kiedy wrócił, zastał swoją narzeczoną w łóżku z innym mężczyzną. Rzucił ją, ale był zrozpaczony – opowiada pani Marianna. I dodaje: A moja siostra pracowała wtedy z jego ciotką. Jak dowiedziała się o tej tragedii, postanowiła nas zeswatać ze sobą. I umówiła spotkanie.

Tyle że, jak przyznaje pani Marianna, Michał nie przypadł jej do gustu. Choć w drugą stronę swaty się powiodły, serce pana Michała zabiło mocniej do pięknej Marianny, to u dziewczyny na amory się nie zanosiło. Pan Michał przychodził do rodzinnego domu ukochanej, zagadywał rodziców, w łaski przyszłych teściów wkupił się bardzo szybko. Ale Marianna była nieugięta. Przyprowadzała nawet do domu koleżanki, myśląc, że może któraś spodoba się amantowi. Na początku września Marianna wyjechała na urlop. Po powrocie okazało się, że sprawy w swoje ręce wzięli rodzice.

– Ojciec powiedział do mnie tak: „Mnie już wiele czasu nie zostało, a ja bym chciał jeszcze zobaczyć Twój ślub” – wspomina Marianna Bączak. – Termin był już ustalony, świniak ubity, więc w końcu się zgodziłam – dodaje.

Pan Michał od początku dbał o swoją żonę – przynosił herbatę i śniadanie do łóżka, a na spotkaniach ze znajomymi wychwalał, że jest najpiękniejsza. W końcu Marianna odwzajemniła miłość.

– Zawsze był i jest dla mnie po prostu dobry, kochający i czuły. Nigdy złego słowa na mnie nie powiedział – opowiada wzruszona łodzianka.

Miłość na dobre i na złe

I tak zaczęła się ich piękna wspólna historia, która trwa do dziś. Wychowali trójkę dzieci. Te dzieci już dawno mają swoje dzieci, a te swoje. Drzewo rodzinne Państwa Bączków liczy już 30 osób, a kolejna jest w drodze. Od czasu ślubu w 1951 r. upłynęło 70 lat. Przez ten czas wspólnie przeżyli zarówno wiele pięknych, jak i trudnych chwil. 

– Pierwsza nasza córka zmarła, jak miała kilkanaście miesięcy. Wiele lat temu, jak mieszkaliśmy w domku w Nowosolnej, wybuchła butla z gazem, poparzyłam sobie prawie całe ciało. Ale zawsze nawet w tych trudnych chwilach byliśmy razem – przyznaje pani Marianna. I zdecydowanie chętniej opowiada o tych dobrych momentach w życiu.

– Jeździliśmy bardzo często na wczasy na 2 miesiące nad morze, z zakładu męża wysyłali nas na wypoczynek. Dzieci się cieszyły, ja się opalałam, to był piękny czas – wspomina pani Bączak. Jako małżeństwo nie kłócili się nigdy i nie kłócą do tej pory.

– A jak się pogniewałam, to Michał przyszedł zawsze, pocałował i cała złość przechodziła – śmieje się Pani Marianna.

Na koniec Marianna Bączak zdradza receptę na wieloletnią miłość. Choć odpowiedź wydaje się prosta, to raczej do łatwych do wprowadzenia w życie nie należy.

– Życie nie jest różami usłane, jest różnie, ale trzeba być wyrozumiałym i umieć trochę ustępować. Wtedy związek przetrwa największe burze – przyznaje Marianna Bączak.

ZOBACZ TAKŻE