Jej życie zawodowe było bardzo różnorodne, pracowała nie tylko jako przedszkolanka, ale też w różnych biurach, a tuż przed założeniem własnego biznesu także za barem. Kiedy z dnia na dzień pub zamknięto, a ona została bez pracy i pieniędzy, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
– Nie miałam pracy, ale miałam zobowiązania. Wpadłam na pomysł, by otworzyć swój bar. Zakasałam rękawy i krok po kroku zaczęłam realizować plan – opowiada Irena Banaszczyk.
Początki Ignorantki
Lokal przy ul. Legionów 22 właśnie się zwalniał, więc pani Irena porozmawiała z właścicielem kamienicy i zaczęła szukać pieniędzy. – Niestety miejsce wymagało kapitalnego remontu. Moja mama trochę pomogła mi finansowo, resztę pożyczyłam w banku i tak to się zaczęło – wspomina pani Irena.
Remont trwał pół roku, później trzeba było wymyślić nazwę. Ignorantkę pani Irenie podsunęła córka. – Na początku byłam przeciwna tej nazwie, ale Justyna stwierdziła, że jest fajna, bardzo zaczepna i że to się przyjmie. Rzeczywiście tak się stało, nazwa okazała się strzałem w dziesiątkę – przyznaje pani Irena.
Po pierwsze – klient
Od samego początku pani Irena dbała o swoich gości. Część z nich to jej klienci jeszcze z poprzedniej pracy.
– Pomyślałam sobie, że z baru, w którym wcześniej pracowałam, pójdzie za mną część klientów i tak się stało – przyznaje pani Irena. – Zawsze dbam o ludzi, jeśli jest ktoś, kto przychodzi do nas regularnie i ma swój ulubiony napój, którego nikt inny nie pije, to ja i tak będę go sprowadzać, dla tego jednego klienta.
Pani Irena ciągle wprowadza nowości w asortymencie i testuje nowe dania. Dzięki temu, oprócz piw bezalkoholowych, w dzisiejszym menu baru można znaleźć wegańskie chili sin carne czy zupę z soczewicy.
– Dania do karty trafiły przypadkiem. Najpierw oferowaliśmy tylko szybkie przekąski, jak frytki czy tosty. Ale któregoś razu, po organizacji jednej z imprez, wystawiłam na sprzedaż jakieś danie obiadowe na ciepło, przyjęło się, więc wprowadziliśmy je do menu na stałe – opowiada pani Irena.
Z daniami wegańskimi i wegetariańskimi eksperymentuje córka Justyna. To ona przejmie biznes po przedsiębiorczej pani Irenie, która na emeryturze chce już trochę odpocząć.
Trzeba być elastycznym
– Praca w takim miejscu to ciągłe wyzwania i ciągłe testowanie – podkreśla pani Irena. – Trzeba dostosowywać się do zmieniających się upodobań klientów, rynku, miejsca. Dzielnica bardzo się zmieniła – rewitalizacja, przeprowadzki mieszkańców, remonty dróg – spowodowały, że ulica Legionów jest pod każdym względem inna, niż była jeszcze 10 lat temu.
Dlatego Justyna, córka pani Ireny, nie boi się nie tylko wprowadzania nowych dań, ale też dodatkowych atrakcji. W pubie organizowane są koncerty, pokazy filmów, wystawy.