Przy „powiastce” nie chodziło bowiem o ciekawą gawędę czy przypowieść, ale urzędowe zawiadomienie, wezwanie do sądu lub innej instytucji. I wtedy pojawiało się drugie dość srogie pojęcie – „rejestratura”, gdzie należało dostarczyć lub złożyć wymagane zaświadczenia, akty, dokumenty.
W każdym razie, gdy przyszła powiastka z urzędu, to trzeba było się stawić i sprawę załatwić. Wiele osób nawet dziś nie lubi listów poleconych, rozmaitych monitów, wezwań, a niepokój wywołuje czasem blankiet „awizo”, pozostawiony przez listonosza w skrzynce pocztowej.