Z problem pijaństwa wielka przemysłowa aglomeracja – bogata i jednocześnie biedna – zmagała się już od połowy XIX w. Był popyt na tańszy trunek, była więc podaż – meliny i pokątna sprzedaż oraz nielegalne wytwarzanie popularnego bimbru z ziemniaków czy zboża. Takie działania wymagały specjalnych, choć prymitywnych instalacji destylacyjnych oraz kotła i paleniska.
W jednym ze wspomnień łódzkich napisano nawet, że jeśli widziano, że gdzieś się pali, to najpierw sprawdzano, czy tam przypadkiem samogona nie gotują. Inne gwarowe określenie zwykłej wódki spotykane dawniej w Łodzi to „gołda”, która zadomowiła się na dobre w starym bałuckim żargonie.