Sobotnie ściganie polska załoga zaczęła w dobrych nastrojach. Po piątkowych kwalifikacjach Miko Marczyk i Szymon Gospodarczyk startowali jako pierwsi na odcinkach specjalnych. To dawało pewną przewagę. Asfalt był czystszy, bez błota i kamieni. Start był niezły, czwarte miejsce i pięciosekundowa przewaga nad najgroźniejszym rywalem Andreą Mabellinim. Drugi OS również poszedł zgodnie z założeniami. Niestety, na starcie trzeciego przejazdu Miko popełnił błąd, “przestrzelił” jeden z zakrętów, przez co stracił ok. pięć sekund. Mimo to, po przyjeździe do centrum serwisowego był w niezłym nastroju. – Poza błędem na trzecim odcinku, uważam, że to była poprawna pętla w moim wykonaniu. – powiedział polski kierowca.
Mabellini poza trasą
Druga pętla namieszała bardzo dużo. Włoch Andrea Mabellini wypadł z trasy i nie ukończył sobotniego ścigania. Kamery pokazały jak bardzo go to dotknęło. Nie widać było po nim złości, ale dużo smutku.
Złe ustawienia
Pech jednego jest szczęściem drugiego. Po odpadnięciu najgroźniejszego rywala wydawało się, że Miko ma prostą drogę do tytułu. Jednak w trakcie serwisu dokonano zmian opon i zawieszenia. Jak się okazało była to bardzo zła decyzja. Polak na każdym odcinku tracił cenne sekundy do czołówki rajdu. Zaowocowało to dopiero szóstym miejscem na koniec dnia.
Niespodziewany lider
Mimo odpadnięcia Mabelliniego Marczyk nie może być pewny zwycięstwa. Skreślany przez wielu Jon Armstrong jedzie niemal perfekcyjny rajd. Przed startem zajmował trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej i mówiło się, że tylko katastrofa dwóch kierowców przed nim może sprawić, że Norweg włączy się do walki o tytuł. Obecna sytuacja pokazuje, że jego szanse mocno wzrosły. Oczywiście nadal najbliżej tytułu jest polski duet, ale musi on poprawić swoją jazdę na niedzielnych odcinkach.
Deszcz
Na nich nie będzie łatwo. Ostatni dzień ścigania zapowiada się deszczowo, a to z pewnością zwiększy dramaturgię. Nowe zestawy opon, śliska nawierzchnia i większa loteryjność. Pozostaje trzymać kciuki za nasz zespół i jego inżynierów.
