Słynne lody Granowskiej. W kolejkach po nie stały setki łodzian!

Po lody od Marii Granowskiej w podwórku przy ul. Piotrkowskiej 56 ustawiały się kolejki liczące nawet ponad 100 osób. Choć było to pół wieku temu, niektórzy łodzianie nadal wspominają niepowtarzalny smak, a nazwisko właścicielki nadal przewija się w opowieściach o naszym mieście.

fot. LODZ.PL
Przy Piotrkowskiej 56 nadal działa cukiernia
5 zdjęć
fot. LODZ.PL
fot. LODZ.PL
fot. LODZ.PL
fot. LODZ.PL
ZOBACZ
ZDJĘCIA (5)

Z drugiej strony można osłodzić tę nostalgię, bowiem lody Granowskiej, która pod koniec lat 60. XX w. wyemigrowała do Kanady, właściwie nie opuściły Łodzi, a to za sprawą familijnych  koligacji i kontynuacji słodkiego interesu przez rodzinę Dybalskich. Mrożone specjały kręcone według dawnej receptury pani Marii przyrządza nadal jej wnuk, Robert Dybalski, właściciel sieci kilkunastu łódzkich cukierni.

Słodko-gorzki biznes

Wszystko zaczęło się od seniora rodu, Eugeniusza Dybalskiego, który urodził się w 1912 r. w Warszawie, gdzie prowadził hurtownię artykułów spożywczych. W 1935 r. poślubił Halinę Plewicką, a z tego związku urodziło się trzech synów: Sławomir, Wojciech oraz Maciej. Po wojnie los rzucił Eugeniusza do Łodzi, gdzie przy ul. Wschodniej otworzył drugą hurtownię i zaczął współpracować ze znaną cukiernią „Warszawianka” znajdującą się przy ul. Piotrkowskiej 56. Jej właścicielami byli Maria Granowska z mężem. Firma istniała do 1949 r., kiedy to władze nakazały jej zamknięcie, jednak w podwórku funkcjonowała nadal pracownia cukiernicza.

Władze PRL nie mogły znieść prywatnej inicjatywy i nękały przedsiębiorców tzw. domiarami, czyli rodzajem podatków, a w zasadzie restrykcji, by skutecznie zniechęcić do prowadzenia biznesu albo doprowadzić do plajty firmy. Gdy w 1954 r. Granowska otrzymała z urzędu lokal przy ul. Narutowicza, Eugeniusz został jej wspólnikiem. W 1948 r. zmarł mąż Marii, a 5 lat później – żona Eugeniusza. Los sprawił, że w 1955 r. Maria i Eugeniusz stanęli na ślubnym kobiercu i odtąd razem prowadzili cukiernię „Katarzynka”, którą później również zamknięto. Ruszyła sprzedaż lodów i ciast niemal wprost z wytwórni w podwórku przy ul. Piotrkowskiej 56. Stamtąd wylewały się właśnie wspomniane kolejki osób spragnionych lodów od Granowskiej, która produkowała je według starych, oryginalnych receptur opartych na najwyższej jakości składnikach i tajnikach produkcji.

Co łączy Łódź z Toronto?

Maria Granowska nie wytrzymała presji PRL-owskich władz i w końcu zdecydowała się wyjechać do Kanady, a jej małżonek Eugeniusz Dybalski postanowił zostać w kraju. Na emigracji przedsiębiorcza łodzianka nie zaniechała biznesowych pomysłów. 13 czerwca 1972 r. w lokalu przy Roncesvalles w Toronto swoje podwoje otworzyła piekarnia Granowskiej. Tradycyjny chleb wypiekany na zakwasie, słodkości, a także inne polskie przysmaki serwowane w restauracjach prowadzonych wspólnie z córką, Elizabeth, przypadły do gustu Polonii. Piekarnia przygotowała wypieki dla Jana Pawła II, kiedy ten pierwszy raz przybył do Kanady, jak również gościła Ojca Świętego na popołudniowej herbatce podczas jego ostatniej wizyty w 2002 r. Maria Granowska zmarła 2 lata później, dlatego z czasem popyt na ciasta i desery malał, a firma z łódzkimi korzeniami, prowadzona potem przez córkę, w 2011 r. zakończyła działalność po prawie 40 latach obecności na rynku kanadyjskim i wielkiej renomie. 

Eugeniusz Dybalski, drugi mąż Marii Granowskiej, który pozostał w Łodzi, kontynuował działalność cukierniczą w naszym mieście do 1970 r. Później jeszcze przez trzy sezony prowadził kawiarnię i lodziarnię przy promenadzie w Międzyzdrojach. Zmarł w 1980 r., ale inicjatywę w słodkiej branży przejęli jego synowie.

Trzy pokolenia cukierników

Wojciech i Sławomir kontynuowali rodzinne tradycje. Wojciech Dybalski, który doświadczenie cukiernicze zdobywał jeszcze w pracowni Marii Granowskiej, początkowo przez 3 lata prowadził cukiernię w centrum Szczecina, jednak zdecydował się wrócić do Łodzi, by kontynuować dzieło ojca. Zakład na Pomorzu przejął jego brat Sławomir, który wcześniej prowadził cukiernie w Łodzi i Sieradzu, a potem w Warszawie. Z kolei Edmund, brat Haliny Plewickiej, prowadził Zieloną Budkę na ul. Puławskiej w Warszawie. Jej nazwa wzięła się właśnie od koloru kiosku, w którym sprzedawane były lody.

Wojciech Dybalski założył w Łodzi wytwórnię słonych paluszków, rurek waflowych, pierników oraz kruchych ciasteczek. Jego syn, Robert Dybalski, również został cukiernikiem i od lat 90. XX w. rozwija sieć kawiarni oraz cukierni, które oferują ciasta i różnego rodzaju wypieki: smaczne pączki, torty, a także oryginalne wyroby z prawdziwej, wyrabianej na miejscu czekolady. Sieć kilkunastu lokali rozsianych w wielu punktach miasta i na łódzkich osiedlach jest już dobrze znana.

No i oczywiście musimy powrócić na koniec do tematu sławnych lodów Marii Granowskiej, które według tamtej receptury są nadal produkowane w Łodzi przez jej wnuka, Roberta Dybalskiego. Przywołują one nie tylko sentymenty i wspomnienia starszego pokolenia łodzian. Niewątpliwie stały się częścią historii znanego cukierniczego rodu, ale w pewnym sensie są również fragmentem społeczno-kulturowego dziedzictwa Łodzi – w tym przypadku akurat chłodnego i słodkiego zarazem…

ZOBACZ TAKŻE