Spadanie z prędkością 300 km/h to jej sposób na życie. Łodzianka bije rekordy Polski i Europy

Kiedy jesteś parę kilometrów nad ziemią i nagle zaczynasz się do niej zbliżać z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę, to... możesz odczuć prawdziwą frajdę! Łodzianka Izabela Pilarczyk z tej frajdy uczyniła sposób na życie – nie tylko sama skacze, ale też zaraża pasją innych i dba o bezpieczeństwo skoczków.

fot. Archiwum Izabeli Pilarczyk
Piękne widoki to niewątpliwa zaleta skydivingu.
6 zdjęć
fot. Archiwum Izabeli Pilarczyk
fot. Archiwum Izabeli Pilarczyk
ZOBACZ
ZDJĘCIA (6)

Pierwszy skok na spadochronie oddała w Aeroklubie Łódzkim w 1989 roku, tuż po swoich szesnastych urodzinach. Od tego czasu zrobiła to jeszcze ponad 6 tysięcy razy, po drodze wielokrotnie brała udział w zawodach w biciu rekordów Polski, a także Europy. Kiedy nie skacze, twardo stąpa po ziemi – jest inspektorem nadzoru robót drogowych. My również woleliśmy spotkać się z nią na stabilnym gruncie. O podniebnej pasji rozmawiamy z łodzianką Izabelą Pilarczyk, najbardziej wszechstronną i utytułowaną kobietą w polskim sporcie spadochronowym.

Daniel Markiewicz: Czym jest skydiving?

Izabela Pilarczyk: Odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna, to trochę tak, jakby odpowiadać na pytanie, czym jest czekolada i tak, jak z czekoladą każdy musi sam spróbować, żeby stwierdzić, czy dla niego to słodkie, czy gorzkie, czy smakuje, czy nie. Mogę powiedzieć, czym skydiving jest dla mnie. To pasja, sposób na życie, na spędzanie wolnego czasu, na relaks, odstresowanie się, na sportową rywalizację, ale i na życie towarzyskie, przebywanie z ludźmi. To też nieustanne podnoszenie umiejętności i pieczętowanie postępów kolejnym rekordem. To najfajniejsza rzecz, jaką można zrobić w ubraniu (śmiech).

Jak zaczęła się pani przygoda z tym sportem?

Daleki kuzyn mojej mamy intensywnie zajmował się różnymi dyscyplinami lotniczymi, latał na szybowcach i samolotach. W czasie spotkania, a miałam wtedy 14 lat, zaraził mnie tą pasją na tyle, że poszłam na lotnisko. Kuzyn chciał mnie zainspirować lataniem na szybowcach, więc gdy już mogłam go zrobić, to pokusiłam się o teoretyczny kurs właśnie na szybowce. Przy okazji musiałam też odbyć obowiązkowe szkolenie spadochronowe. Trzeba było zrobić kilka skoków w warunkach kontrolowanych, żeby przekonać się, że to nie jest niebezpieczne. I ja bardzo uwierzyłam, że skakanie nie tylko nie jest groźne, ale nawet przyjemniejsze, niż latanie szybowcem.

Dlaczego?

Skoki mają przewagę nad szybowcami, frajda płynie z tego, że lata się, a właściwie to spada w powietrzu z innymi ludźmi, że w trakcie tego skakania w powietrzu można się spotkać, zbudować różne figury i tak zwyczajnie przybić piątkę z drugą osobą. Dzielenie z innymi osobami w czasie rzeczywistym tych samych pozytywnych emocji w tracie opadania zwiększa te emocje, nakręca zespołową radochę i satysfakcję – to taki przykład mnożenia dobrej energii przez dzielenie jej z innymi.

Wielokrotnie brała Pani udział w biciu rekordów, w tym jako jedyna kobieta w ustanawianiu aktualnego rekordu Polski w kategorii head down. Jak wyglądają przygotowania do takiej próby, ile trzeba trenować?

Żeby dojść do takiego poziomu umiejętności, by brać udział w biciu rekordu, trzeba wykonać setki skoków i co najmniej kilkadziesiąt godzin spędzić jeszcze w tunelu aerodynamicznym. Do tego dochodzi jeszcze zaangażowanie zespołu pilotów i samolotów, którzy potrafią latać w szyku. Rekord Polski – największą formację zbudowaną w swobodnym spadaniu płaskim – ustanowiliśmy setką spadochroniarzy (kobiet i mężczyzn)! W tym samym czasie wyskakiwaliśmy jednocześnie z kilku samolotów, trochę tak, jakbyśmy skakali po obwodzie stadionu i na dole też spotykaliśmy się w takim obwodzie. Kiedy mamy dograne sygnały, dobrych pilotów i nikt niczego nie spóźni, to wydaje się bardzo proste, najtrudniejsze wtedy jest zapanowanie nad emocjami i utrzymanie koncentracji. Przy rekordzie head down (czyli w locie głową w dół) dodatkowym utrudnieniem jest dużo większa prędkość spadania tj. około 300 km/h w porównaniu do prędkości około 190 km/h w sylwetce płaskiej. Tym samym czas, w którym należy zbudować zadaną figurę jest dużo krótszy, bo zawsze spadochrony otwieramy na wysokości około 1000 m.

Ma też Pani na koncie, jako pierwsza i jedyna Polka, rekord Europy w formacji zbudowanej na otwartych spadochronach. Jakie to uczucie, kiedy podchodzi się do takiej próby?

Budowanie formacji na spadochronach to jest trochę inna dyscyplina i osobiście traktuję to jako największy sukces. Ten rekord pobiliśmy w 30 osób (w tym siedmioro Polaków), a ja byłam ostatnią z nich, zamykającą figurę. Widoki śliczne, ale też druzgocąca myśl, kiedy stoję w kolejce do podejścia i widzę całą formację zbudowaną na kilkadziesiąt metrów do góry i zdaję sobie sprawę, że jeszcze tylko ja… Od razu za gardło łapie stres, mówię sobie wtedy „skup się na lataniu” – nie na rekordzie, ale na technice latania, gdzie mam być, w jakim momencie, co zrobić. Jedynym ratunkiem jest wtedy skupienie się na prostych czynnościach, zaabsorbowanie głowy na tyle, że nie ma już w niej przestrzeni na ekscytację czy stres.

A o czym się myśli w trakcie skoku?

Kiedy ma się pewien poziom wyszkolenia, to poziom emocji jest obniżony przez wiedzę i doświadczenie. Kiedy jesteśmy w powietrzu w kilka osób, to myślę tym, kto gdzie leci, że zaraz np. będziemy skręcać albo zbudujemy kolejną figurę. W międzyczasie można popatrzeć na słońce, chmurki, ziemię, fajne rzeczy, które są takie normalne, ale z wyglądają trochę inaczej niż z perspektywy ziemi. Z kolei w trakcie nagrywania skoku tandemowego skupiam się na rozbawieniu pasażera, żeby zmniejszyć u niego poziom stresu. W tracie skoków szkoleniowych moja głowa jest zajęta bieżącym korygowaniem sylwetki studenta, którego szkolę.

Jak wygląda polskie środowisko spadochroniarskie? Kto najczęściej decyduje się na uprawianie tego sportu?

Wszyscy. Od nauczycieli, umysłów ścisłych, po humanistyczne. Od ludzi z minimalnym wykształceniem po profesorów. Od niepełnoletnich po emerytów. To, co ich łączy, to potrzeba aktywnego spędzania czasu. Dyscypliny spadochronowe dają szeroki wachlarz możliwości rozpostarty między bardzo dynamicznym, a spokojnym lataniem. Niektórym sprawia radość skakanie solo, inni potrzebują, żeby się działo dużo, dynamicznie, żeby dużo się przemieszczać w poziomie, zmieniać prędkość spadania, gdzie różnice mogą wynosić np. od 180 do ponad 300 km/h. Ale można też spadać cały skok, czyli około minuty, z prędkością 180km/h i delektować się widokami. A powodów, dla których ludzie zaczynają skakanie ze spadochronem jest tyle, ilu jest skoczków. W sporcie pozostaje się głównie dla poczucie wolności, swobody w otwartej przestrzeni.

Każdy może trenować skydiving, czy są jakieś ograniczenia, np. zdrowotne? Od czego najlepiej zacząć?

Każda przeciętnie zdrowa osoba może to robić, przeciwwskazaniem są poważne choroby sercowe czy ortopedyczne. Ludzie zaczynają skakać z wielu powodów, zostaje około 15 procent, a z tych piętnastu na dłużej wiąże się ze skokami już jednocyfrowy procent. Na start polecam spróbować skoku w tandemie – bez większych przygotowań, inwestycji w rodzaju zakupu sprzętu. Idę, płacę i wszystko jest za mnie zrobione, pasażer ma tu za zadanie wyłącznie dobrze się bawić i odrobinę współpracować z instruktorem. Można też zacząć od tunelu aerodynamicznego, żeby zorientować się, czy to w ogóle jest dla mnie. Tunel jest o tyle fajny, że nie ma żadnych logicznych powodów do obaw. Nie spadniemy, nie zrobimy sobie krzywdy, nie ma lęku przed przestrzenią czy wysokością.

No właśnie – ktoś mógłby pomyśleć, że skydiving to niebezpieczny sport. Czy tak jest faktycznie?

Sport uchodzi za ekstremalny, ale tak obiektywnie jedyne, co w nim jest ekstremalne, to emocje, a nie ryzyko. Jak w każdym sporcie, także i tu zawsze coś może się zdarzyć. Ale mamy też silne procedury bezpieczeństwa, wszystko jest objęte nadzorem Urzędu Lotnictwa Cywilnego. Co za tym idzie, obowiązuje konieczność certyfikacji personelu, spadochronów, konstruktorów, mechaników spadochronowych, cały system nadzoru nad bezpieczeństwem i przestrzeganiem procedur. W lotnictwie wszystkie procedury są pisane krwią, wzięły się z tego, że ktoś kiedyś za to zapłacił najwyższą cenę. Spadochroniarstwo rozwija się od ponad stu lat, był czas na wypstrykanie się z błędów, których nikt nie był w stanie przewidzieć. Teraz jest bezpiecznie – mamy spadochron główny, zapasowy i automat, który samodzielnie na zadanej wysokości wysokości otworzy spadochron zapasowy. Można nawet sobie zemdleć i wciąż względnie bezpiecznie wylądować. Jest tylko pytanie – po co mdleć, skoro tam są taaaaakie fajne widoki (śmiech).

Poza skakaniem dba też Pani o bezpieczeństwo innych…

Tak, jestem „riggerem”, czyli mechanikiem spadochronowym. Od dziecka miałam zdolności manualne, mama uczyła mnie szycia, dobrze mi to wychodziło, ale niekoniecznie pasjonowało mnie szycie sukienek. Za to czucie materiału, tekstyliów razem z podejściem inżynierskich spotkały się w dodatkowych uprawnieniach – bo nie każdy może sobie sam ułożyć spadochron zapasowy. A musi on być rozłożony (np. na ziemi), przewietrzony i ponownie ułożony z reguły raz na pół roku.

A co Pani uważa za najtrudniejsze w skydivingu?

U każdego trudność może wystąpić gdzie indziej, np. przy wyskoku z samolotu albo przy prawidłowym wygięciu w sylwetce płaskiej albo przy lądowaniu. W pierwszej fazie szkolenia najważniejsza kwestia to opanowanie strachu. W czasie szkolenia dowiadujemy się, że jest on nieuzasadniony, ale to nie znaczy, że go nie ma. Trzeba się nauczyć, jak ten strach spacyfikować i zrobić przestrzeń na cieszenie się lataniem oraz prawidłowe wykonywanie ćwiczeń. Najtrudniejszy bywa drugi skok – bo już wiemy, co nas czeka. Dla niektórych dużym wyzwaniem jest też wytłumaczenie rodzinie tego, co się robi, czasem ciężko uzyskać tu zrozumienie od najbliższych, których to nie kręci. Nawet, jeśli z poziomu logiki wiedzą, że to wszystko jest bezpieczne, to i tak pojawia się pytanie „a musisz to robić?”.

A musi Pani?

A czy ktokolwiek musi uprawić taki czy inny sport? Jest mi z tym bardzo dobrze. To mi daje szczęście, relaks, odpoczynek, aktywność sportową, satysfakcję ze szkolenia innych. Niektórym wystarczą narty raz w roku, innym bieganie co tydzień, a niektórzy mają w tym zestawie jeszcze skoki spadochronowe.

 

***
Skydiving to wyskakiwanie z samolotu z dużej wysokości, następnie swobodne spadanie i lot na otwartym spadochronie zakończony lądowaniem.


Podniebnych wrażeń pod okiem Pani Izy możecie spróbować na:

<link http://www.skydive.pl>www.skydive.pl</link>

ZOBACZ TAKŻE