Rodzice sióstr Szydłowskich intuicyjnie czuli, że któraś z dziewczynek musi mieć talent muzyczny, więc inwestowali w ich naukę. Były ogniska muzyczne, lekcje gry na mandolinie, na gitarze, w domu było też pianino. – Można powiedzieć, że śpiewam od urodzenia. Atmosfera, w której wychowywali nas rodzice, wsparcie z ich strony i wiara w nasz talent sprawiały, że nie wyobrażam sobie, żeby moje życie potoczyło się inaczej – przyznaje Jolanta Szydłowska.
Przez lata wczesnej młodości siostry brały udział w konkursach oraz mniejszych i większych występach. – Tak było aż do momentu, kiedy Krysia poszła na studia do Wyższej Szkoły Muzycznej, dzisiejszej Akademii Muzycznej. Jako profesjonalistka nie mogła już z nami występować, takie wtedy były zasady – wspomina Jolanta.
Potem Ela także poszła na studia, ale wybrała Politechnikę Łódzką. Czasu na śpiew było coraz mniej. W końcu z siostrzanego zespołu odpadła i Ela. Jola przez kolejne lata wciąż śpiewała: najpierw w zespole Pro Contra, a potem w Primo Voto. – Później zajęłam się domem i wychowywaniem dzieci. Uwierzyłam w nie tak, jak moi rodzice we mnie i chciałam im przekazać to, co kochałam najbardziej, czyli śpiew i muzykę – wspomina Jolanta.
Znaleźć w sobie odwagę
Justyna, córka Elżbiety, usłyszała o castingu do jednego z programów telewizyjnych, który skierowany był do seniorów. – To ona twierdziła, że mogłabym wziąć udział w „The Voice Senior”. Nalegała i naciskała, że może wystąpiłabym z ciocią Krysią, a może ciocia Jola się zgodzi… No i tak mnie przyparła do muru, że w końcu uległam – opowiada Elżbieta Szymańska, jedna z sióstr Szydłowskich.
Zadzwoniła do Krystyny, a ta zgodziła się bez zastanowienia. Tylko Jolanta miała opory. – Śpiewanie w grupie, w zespole, jest bardzo trudne. Trzeba wielu ćwiczeń, żeby potrafić zgrać się z pozostałymi członkami zespołu, a my miałyśmy tyle lat przerwy, że nie zdecydowałam się – wspomina Jolanta.
Mimo to Ela i Krysia pojechały na casting. – Ja nie wiem, jak znalazłam wtedy odwagę w sobie. Jestem takim typem, który nie potrzebuje wychodzić przed szereg, gdzieś się pokazywać, a tutaj po prostu to zrobiłam – opowiada Elżbieta.
Na castingu każda z sióstr wypadły bardzo dobrze. W pewnym momencie stanęły na scenie we dwie. – Jury zaczęło dopytywać: „Ale to jesteście siostrami?”, a ja na to: „Tak, i jest jeszcze trzecia!” – śmieje się Krystyna.
Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Telefony od najbliższych, od producenta programu i propozycja, by jednak Jolanta zaśpiewała z siostrami.
– Miałam jeszcze chwile zwątpienia, ale pomyślałam sobie, że jak siostry dostaną się do finału, to przecież nie mogę tego biernie oglądać przed telewizorem! Muszę wziąć w tym programie udział razem z nimi – przyznaje Jolanta.
Wielki finał "The Voice Senior"
Aranżacje utworu i przygotowania wszystkich trzech sióstr wzięła na siebie właśnie Jolanta. To ona miała największe doświadczenie. Krystyna śpiewała przez całe życie: w teatrze, w operetce, ale zawsze była solistką. – Wzięłyśmy się ostro do roboty. Stwierdziłam, że jak dziewczyny nie podporządkują mi się wokalnie, to nie mamy szans. Tutaj trzeba było działać zespołowo – wspomina Jola.
Tuż przed występem tremę miały wszystkie, ale miliony oglądających i świadomość odpowiedzialności za cały, trzyosobowy zespół, potęgowały stres Jolanty. – Jednak kiedy stanęłam na scenie, poczułam, że tu jest mój dom – wspomina.
Siostry Szydłowskie pokonały konkurencję i zdobyły pierwsze miejsce w 2019 r. w programie „The Voice Senior”.
Kariera 60+
Wygrana była dopiero początkiem ich kariery. Zaczęły się występy, koncerty, nagrania płyt i zaproszenia do innych programów. Czas pandemii siostry wykorzystały na próby, ćwiczenia i nagrania w studiu. Pierwszą płytę z coverami przebojów wydały w 2021 r. Mają swój profil na Facebooku i Instagramie. Wystąpiły między innymi w Opolu i Zakopanem.
– My nie tylko stałyśmy, ale też śpiewałyśmy na tej samej scenie co Ewa Demarczyk, Stanisław Sojka, Skaldowie czy Alibabki! To było niesamowite przeżycie – wspomina Krystyna.
Siostry występowały na wielu dużych scenach, ale także na mniejszych koncertach. Wciąż są aktywne artystycznie i chętnie podejmują się kolejnych wyzwań.
– Zanim wróciłyśmy na scenę, nieraz zastanawiałam się, co ja zostawię po sobie, a teraz już wiem. Jest płyta, są nagrania programów telewizyjnych, naszych różnych występów. Nawet jak mnie już nie będzie, to dzieci i wnuki będą miały co obejrzeć i powspominać – przyznaje Elżbieta.
– Wracając na scenę, zrozumiałam, że moje wcześniejsze myślenie, że mam 60 lat i wszystko się już skończyło, było ogromnym błędem – przyznaje Jolanta. I na zakończenie rozmowy dodaje: – Dostałam ogromną siłę i wiarę w to, że warto zrobić też coś dla siebie, że nie wolno rezygnować z życia, niezależnie od wieku. Mam nadzieję, że chociaż trochę zainspiruję tym przesłaniem także innych.