Dwa zwycięstwa z rzędu to już seria?
Myślę, że jeszcze nie. To dobry prognostyk tego, żeby złapać serię, ale to jeszcze taki początek tak naprawdę. Wchodzimy na dobre tory, zaczynamy grać lepiej. Wygraliśmy dwa mecze z rzędu, atmosfera w drużynie się poprawia. Morale też podskoczyły. Złapaliśmy trochę oddechu, bo te dwa zwycięstwa pozwoliły nam odskoczyć od dołu tabeli i teraz myślimy już tylko o tym, co jest przed nami. Pniemy się w górę.
Oba zwycięstwa przyszły w zupełnie różnych okolicznościach. Z Polonią po męczarniach, emocjach i magicznych końcówkach. Z Treflem po absolutnej dominacji i bez większej historii. To już jest to, na co stać was w tej lidze, czy nie zobaczyliśmy jeszcze pełni waszego potencjału?
Myślę, że pełni potencjału na pewno nie zobaczyliśmy, że ten pełny potencjał dopiero przyjdzie. Mamy trochę kontuzji, zgrywamy się jeszcze z nowymi zawodnikami. Ale już były te przebłyski. Było już widać, że momentami ta gra naprawdę płynęła, że czuliśmy się dobrze, cieszyliśmy się nią. Każdy czuł, będąc na boisku i na ławce, że jesteśmy zespołem, a ta gra nam wychodzi i to idzie do przodu.
Pierwsza liga to są takie rozgrywki, których się spodziewaliście czy jednak czymś was zaskoczyła?
Na pewno zaskoczyła nas tym, że jest w tym roku aż tak wyrównana. Z tego, co śledziliśmy, to ta pierwsza liga zawsze była troszkę bardziej podzielona. Było widać cztery zespoły czołowe i cztery zespoły, które będą biły się o utrzymanie. W tym roku ta liga jest naprawdę wyrównana. Jest dużo dobrych zespołów, wszyscy grają też bardzo twardo. Myślę, że głównie to zaskoczyło nas na tym początku, ale po części byliśmy też na to przygotowani.
Piotr Trepka po poprzednim sezonie powiedział, że stać was nawet na złapanie się do play-offów. Zgodzisz się z tym?
Myślę, że stać nas na play-offy. Mamy naprawdę dobrze zbilansowany zespół, z naprawdę doświadczonymi graczami, którzy są już ograni w pierwszej lidze, a nawet w Ekstraklasie. Do tego mamy naprawdę utalentowanych młodych chłopaków, którzy bardzo dobrze trenują i pokazują to w meczach. Myślę, że jeżeli drużynowo się zgramy i będziemy zdrowi, to mamy szansę grać w play-offach.
A na ile waszą siłą może być to, że ten skład w gruncie rzeczy aż tak się nie zmienił? Nie była to rewolucja, tylko ewolucja i wymiana poszczególnych ogniw.
To jest duży plus. Jeżeli znamy się dłużej i dłużej gramy razem, to wiadomo, że ta atmosfera i zgranie jest dużo lepsze, że łatwiej wejść w sezon. Łatwiej się też dogadać. No i chłopaki, którzy przyszli, dobrze wkomponowali się od razu w zespół i to też dlatego. Wiadomo, że trochę po czasie, ale wszystko zaczyna już dobrze wyglądać.
Zmiana trenera była zaskoczeniem
W tym miejscu chciałbym zahaczyć o wątek, którego nie da się uniknąć, czyli zmiana trenera. Co poczułeś w momencie, w którym dowiedziałeś się, że Jarosław Krysiewicz został zwolniony?
Troszkę zdziwienie. Ogólnie pierwszy raz byłem w takiej sytuacji, nigdy wcześniej nie miałem zmienionego trenera w trakcie sezonu. Nie wiedziałem, jak to będzie wyglądać. Po prostu przyszedł do nas zarząd i powiedział, że taka decyzja będzie i że tymczasowo Piotr Trepka przyjmie jego posadę [Jarosława Krysiewicza – przyp. red.]. Nie wiedziałem, jak na to zareagować. Porozmawialiśmy później z zarządem i z trenerem. Taka decyzja padła i tak musiało najwyraźniej być.
Widać, że po tym jak Piotr Trepka przejął drużynę, poprawiła się gra, pojawiły się zwycięstwa w tej krótkiej serii. Wasza codzienność jakoś się zmieniła, czy to dalej ta sama rzeczywistość?
Przez ten krótki okres, przez ten tydzień, te dwa mecze, trener dał nam trochę nowej siły, nowej nadziei. Trochę takiej wiary w nas. Po prostu uwierzył w to, że potrafimy. Chciał, żebyśmy zaczęli grać szybszą koszykówkę i cieszyć się nią. Żebyśmy bawili się tą grą i żeby to szło do przodu, a nie żebyśmy się męczyli. Myślę, że to w dużej mierze zmieniło sytuacje, bo te mecze pokazały, że wyglądaliśmy już jak zespół, cieszyliśmy się grą i każdy się wspierał. To był taki główny czynnik do tego, że to wszystko poprawiło się w tak krótkim czasie.
Abstrahując już od tej zmiany teraz, tylko patrząc ogólnie na cały okres aktywności Piotra Trepki w pierwszej drużynie, to widać, że to były koszykarz i były ełkaesiak, który świętował z tym klubem sukcesy?
Widać. Z trenerem znam się jeszcze z rozgrywek młodzieżowych, gdzie mnie prowadził. Zawsze było wiadomo, że Piotr Trepka to ikona koszykarskiego ŁKS-u. Dużo tu osiągnął, chociażby ten sezon w Ekstraklasie. Teraz jako trener wydaje mi się, że też ma szasnę pokazać się z jak najlepszej strony.
Sporym zaskoczeniem było dla mnie to, że razem z Piotrem Trepką jesteście jedynymi, można powiedzieć, ełkaesiakami z krwi i kości w drużynie. Ty w dodatku jesteś wychowankiem. Czujesz na sobie dodatkową presję związaną z tym, że twoją rolą jest też pokazać chłopakom o co chodzi w tym klubie, w tym mieście?
Nie czuję żadnej presji, ponieważ ja się czuję ełkaesiakiem i to wszystko wychodzi naturalnie. Ja chłopakom to wszystko pokazuje. Byliśmy na meczu piłkarzy, na meczu siatkarek, koszykarek. O wszystkim też im mówiłem. Mieliśmy też takie małe przedsezonowe spotkanie o ŁKS-ie, o historii klubu, więc myślę, że to wszystko płynnie wychodzi. Dla mnie to jest po prostu naturalne, że jestem z Łodzi, kibicuje ŁKS-owi, jestem ełkaesiakiem i gram dla ŁKS-u. To przekazuje i myślę, że robię to w dobry sposób.
Marzenie? Gra z ŁKS-em w Ekstraklasie
Miałeś okazję grać dla ŁKS-u w trzeciej i drugiej lidze. Teraz grasz na parkietach pierwszej ligi. Jest apetyt na więcej?
Nie powiem, że nie. Małym marzeniem byłoby awansować do Ekstraklasy z ŁKS-em i zagrać tutaj jeszcze w tej Ekstraklasie.
Patrząc na ciebie na parkiecie można odnieść wrażenie, że do spotkań podchodzisz bardzo emocjonalnie. Jakieś większe nerwy spięcia z rywalami w trakcie meczów najczęściej wychodzą od ciebie. Trudno jest utrzymać emocje na wodzy?
To wychodzi naturalnie. Jestem charakternym zawodnikiem i staram się walczyć o każdą piłkę i za każdym razem oddawać na parkiecie serce za drużynę i za klub. Może dlatego czasami pokazuję dużo emocji na meczu, ale wszystko robię w dobrej wierze. Po to, żebyśmy wygrali ten mecz.
W głowie zapadł mi taki moment, chyba z meczu z Kociewskimi Diabłami, gdzie była ta równa końcówka i bodajże już w dogrywce, kiedy piłka do ciebie leciała, a ty jej nie złapałeś, to widać było w tobie taką autentyczną złość na siebie. Uderzyłeś rękami o parkiet, jakby coś w tym momencie pękło.
To była naturalna reakcja. Właśnie z tej złości, że nie udało się złapać piłki i dać kolejnych punktów drużynie. Ja po prostu taki jestem. Gram dla tego klubu już bardzo długo, czuję się tutaj bardzo dobrze, mam przeplatankę w sercu, więc chcę dla tego klubu i dla całej drużyny jak najlepiej. Tak, żebyśmy wygrywali wszystkie mecze. Czasami jak coś już nie idzie, to te emocje puszczają i tak właśnie wychodzą.
W ostatnich sezonach drużyna personalnie mocno się zmieniała. Twoja rola w niej też się różniła, ale cały czas w niej byłeś. To zapewne duży plus?
Na pewno duży plus. Ja jestem tutaj od czternastego czy piętnastego roku życia, czyli przeszedłem przez te szczeble młodzieżowe. Teraz przez te seniorskie. Czuję się bardzo dobrze w klubie, to jest dla mnie duży plus. Zostałem tutaj sam z tych kolegów, którzy kiedyś byli ze mną, ale to też jest taka kolej rzeczy czasami, że wszystko się zmienia. Cieszę się, że ja tutaj mogę grać i dalej reprezentować ŁKS.
ŁKS Coolpack wrócił do domu
W ostatnich latach zmieniały się też miejsca rozgrywania waszych spotkań. Była hala na Skorupki, hala na Tamka, Zatoka Sportu, a to pewnie i tak nie wszystko. W tym sezonie gracie w hali przy al. Unii Lubelskiej. Trafiliście w końcu do domu?
Aleja Unii 2 to jest nasz dom. To jest nasze miejsce, gdzie powinniśmy grać zawsze. Wiadomo, że czasami są problemy z dostępnością tej hali, ale my jesteśmy na to gotowi. Wiemy, że granie w domu, to jest właśnie granie na hali Ziuny. Tutaj mamy dużą, przystosowaną do nas halę, dobry parkiet, dobre kosze, dobre miejsce do pokazania widowiska i zagrania dobrych meczów. I nasz adres, gdzie tutaj stąd się ŁKS wywodzi. To jest nasz dom i tutaj chcielibyśmy grać za każdym razem. I mam nadzieję, że tak będzie.
Na waszych meczach pojawia się też coraz więcej kibiców. Widać, że frekwencja rośnie. To dodatkowy atut, że faktycznie jest dla kogo grać, bo kibice przychodzą i interesują się?
Tak, to na pewno duży plus. Miło widzieć tyle ludzi na trybunach, którzy nas wspierają, żyją tymi meczami. Przychodzą pokibicować i dopingować nas, więc cieszymy się. I zapraszamy jak najwięcej kibiców na nasze mecze, bo to jest nasz szósty zawodnik. Oni nas wspierają i my też gramy dla nich tak naprawdę, żeby pokazać im dobre widowisko i wygrywać mecze też dla kibiców.
Byliście na ostatnich derbach koszykarek. Tam atmosfera była nieco inna niż na waszych meczach. Bardziej żywiołowa i głośniejsza. Myślisz, że to, co działo się wtedy na hali, jest w stanie zadziać się też na waszych meczach?
Myślę, że tak. Już mały kroczek jest zrobiony. Jest naprawdę duża frekwencja na meczach i ten doping jest. Wiadomo, że teraz na tych derbach był lepszy doping, ale myślę, że da się to też przenieść na nasze mecze. Taki zorganizowany doping na pewno też by nas mocniej wspierał w każdym meczu i poniósł w ważnych momentach albo w jakichś ważnych końcówkach meczów.
Derby koszykarek, derby piłkarzy, derby siatkarek. Wy derbowego rywala nie macie. Chodząc na te mecze jako drużyna, czy nawet jak chodzisz prywatnie jako kibic, macie w sobie trochę tej sportowej zazdrości, że też chcielibyście móc zagrać mecz derbowy?
Ostatnio właśnie w drużynie rozmawialiśmy o tym, że szkoda, że nie ma takich derbów, bo naprawdę fajnie byłoby zagrać w takich derbach koszykarskich. Niestety nie ma ich. Czy zazdrość? Może nie zazdrość, ale dla mnie, jako dla łodzianina zagrać takie derby to byłby szczyt marzeń. Więc skoro my nie możemy zagrać derbów, to chodzimy na inne.
Szczytem marzeń byłoby zagrać w derbach. Marzeniem jest awansować i zagrać w Ekstraklasie z ŁKS-em. Jakieś inne koszykarskie marzenia?
Myślę, że tyle wystarczy. To takie dwa marzenia, które fajnie byłoby jako łodzianin tutaj osiągnąć. Awansować kiedyś do tej Ekstraklasy i zagrać w niej, a jakby były przypadkiem derby wtedy to byłoby super. To byłoby takie już spełnienie tej koszykarskiej kariery dla mnie jako łodzianina i ełkaesiaka.
ŁKS jest jeden, wielosekcyjny
Jako drużyna jesteście mocno widoczni na trybunach innych sekcji. ŁKS jest jeden, wielosekcyjny?
Tak, uważam, że jest jeden, wielosekcyjny. Już w tamtym i w poprzednich sezonach było to widać. Siatkarki bywały na naszych meczach o awans, my bywaliśmy u siatkarek, na piłkarzach też byliśmy. Chodzimy już od paru lat drużynowo. Byliśmy też na biegu Łódź Kocha Sport rok temu. Więc myślę, że jest jeden, wielosekcyjny. Te sekcje przychodzą, też te mniejsze sekcje typu curlingowa pojawiają się na naszych meczach i przygotowują jakieś atrakcje. Więc tak, jest wielosekcyjny. To wszystko się łączy, ci kibice żyją ze sobą.
Wydaje się, że dzięki temu, że wy jesteście wszędzie, w drużynie łatwiej można złapać tego ełkaesiackiego bakcyla. Chociażby Norbert Kulon, który przychodził tutaj z zewnątrz wygląda już na osobę, która wczuła się w klub i stała się ełkaesiakie.
To już jest pytanie do Norberta, czy czuje się już ełkaesiakiem, ale myślę, że na pewno w dużym stopniu tak. On też czuje się dobrze tutaj w Łodzi, w klubie, czuje tę atmosferę, ma tego bakcyla. Widać po nim, że czuje się prawie jak w domu. Po innych zawodnikach też można powiedzieć, że dobrze się tutaj czują i dobrze mi się tutaj gra.
Adam Marciniak w ostatnim wywiadzie powiedział mi, że ŁKS to najlepsze miejsce do wszystkiego. Z perspektywy koszykarza, który zaczynał tutaj karierę, tutaj gra, ma przed sobą wizję awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej, to faktycznie jest to dobre miejsce do tego, żeby uprawiać sport?
Myślę, że tak. Może gdzieś tak jest, ale z tego, co się orientuję, mało który klub ma aż tyle sekcji w jednym miejscu i aż tyle możliwości. Dobre obiekty, dobre szkolenie, bo to nie tylko chodzi o to, żeby mieć obiekty i żeby mieć miejsce do trenowania, ale musi być też dobre szkolenie. Te osiągnięcia w rozgrywkach młodzieżowych, tak jak u piłkarzy, czy u nas, gdzie grupy podskoczyły teraz bardzo wysoko. No i też oczywiście ta możliwość przejścia później z młodzieżowego sportu do seniorskiego. Wszystkie sekcje mają drużyny albo na najwyższym szczeblu rozgrywek albo prawie najwyższym, więc naprawdę to jest dobre miejsce do rozwoju dla młodego sportowca.
Zainteresowanie koszykówką wzrasta
Wydaje się, że w ostatnim czasie zainteresowanie koszykówką robi się coraz większe. Z perspektywy człowieka będącego w tym środowisku to wygląda tak samo jak z zewnątrz?
Na pewno pomału to zainteresowanie wraca. Wiadomo, że to jeszcze jest początek, bo dopiero teraz wróciliśmy i zaczynamy odbudowywać tę sekcję koszykówki po 12-13 latach. Ale już widać, że kibice tym żyją, już czasem nas rozpoznają, podchodzą porozmawiać.
Skoro faktycznie tak jest, to czujesz trochę satysfakcję z tego, że dzięki swojej grze przyczyniłeś się do tego, że ta koszykówka interesuje coraz więcej osób?
Czuję dumę. Czuję się spełniony po części, no bo tak jak mówiłem, tak naprawdę tylko ja z Norbertem byliśmy w drużynie od samego początku, odkąd miał być robiony awans. Po tych trzech ciężkich sezonach, które poświęciliśmy, on smakował naprawdę bardzo dobrze. Czuję dumę z siebie, z zespołu, że w końcu nam się udało, bo to nie było walce takie proste, jak się wydawało.
Czasami brakowało naprawdę niewiele.
Bardzo niewiele. Często decydowały pechowe mecze albo kontuzje. No ale taki jest sport. Czasami się wygrywa, czasami się przegrywa. Na szczęście udało nam się awansować rok temu i teraz powoli, małymi kroczkami zaczynamy dobrze grać w tej lidze. Mam nadzieję, że będzie to szło do przodu i będzie tylko coraz lepiej.
Patrząc na Was jako na drużynę, to chyba jedyne czego można wam życzyć to dużo zdrowia?
Tak, zgadza się. Niestety troszkę tych problemów zdrowotnych jest. Na szczęście już tak naprawdę oprócz Mateusza Szweda, najprawdopodobniej na mecz z Krosnem będą wszyscy dostępni, więc już pomału wychodzimy na prostą.