Wekownia to dziecko Grupy Bawełna prowadzącej znane łódzkie restauracji: Bawełna, Len i Bawełna oraz Szpulka. Pomysł sprzedaży pasteryzowanych, gotowych dań w słoikach zrodził się w trakcie pandemicznego lockdownu gastronomii. Miał złagodzić fatalne skutki zamknięcia lokali – wspomóc kulejący biznes i zapewnić pracę zatrudnionym ludziom. Okazał się strzałem w dziesiątkę, bo pandemia minęła, a popularność Wekowni nie ustała.
– Gdy lockdown został zniesiony, nasze weki były już w ofercie ok. 100 sklepów w kraju. Lokale ponownie otwarto, ale zamówienia nadal spływały, czym zresztą sami byliśmy zaskoczeni. Uznaliśmy jednak, że takiego potencjału biznesowego nie można zaprzepaścić. Czas pokazał, że była to słuszna decyzja – mówi Anna Grabarek z Grupy Bawełna.
Więcej pomysłów i więcej weków
Obecnie Wekownia wytwarza ok. 12 tysięcy słoików miesięcznie, a są już plany zwiększenia produkcji. Asortyment rozszerzył się z początkowych niespełna 30 do ok. 60 produktów.
– Zawsze jest z czego wybierać: dania mięsne, wegetariańskie, świąteczne, dania główne, zupy, różne tzw. smarowidła – wylicza A. Grabarek. – Oferta wciąż się zmienia. Początkowo mieliśmy sporo dżemów i konfitur, ale to łatwo dostępne towary, więc większość wycofaliśmy. Wyjątkiem jest dżem z pomarańczy, jeden z naszych specjałów. Staramy się popularyzować dziczyznę. Hitami niezmiennie pozostają flaki wołowe, żurek i bigos. W czym tkwi sekret sukcesu dań Wekowni?
– W ich autentyczności. To w pełni naturalny produkt rzemieślniczy o prostym składzie, efekt pracy ludzkich rąk na każdym etapie przygotowania. Dzieło kucharzy na co dzień gotujących w naszych lokalach. Danie restauracyjne zamknięte w słoiku – wyliczają zgodnie Anna Grabarek i Krystian Klimek, szef kuchni zarówno Wekowni, jak i restauracji Len i Bawełna.