Widzewiacy przystępowali do meczu z Miedzią po fatalnej passie czterech ligowych porażek z rzędu. Rywal nie należał do najsilniejszych, bo miejscowi są już pewni spadku do niższej klasy rozgrywkowej. Ale mimo to spotkanie wcale nie przebiegało po myśli gości.
Już w 10. minucie pod bramką łodzian zrobiło się bardzo groźnie - najpierw Henrich Ravas, a potem słupek ratowali przyjezdnych przed utratą gola. To zmotywowało widzewiaków, którzy zabrali się do pracy. Jednak choć Jordi próbował pokonać golkipera rywali nawet przewrotką, a zamieszanie starał się robić Pawłowski, do przerwy wynik się nie zmieniał.
Widzew dalej w Ekstraklasie
Po zmianie stron ponownie lepiej połowę rozpoczęli piłkarze Miedzi, ale znów bez efektów. Szanse stwarzały sobie obie drużyny, żadna jednak nie była w tym przekonująca. Aż nieco ponad dziesięć minut przed końcem Henriquez świetnie uderzył z rzutu wolnego, a z linii bramkowej piłkę wybijał Stępiński. Mało brakowało, a byłby gol dla spadkowicza!
Widzewiacy zdobyli w końcu upragnioną bramkę. I to wówczas, gdy na boisku nie było już Pawłowskiego. Indywidualną akcją popisał się Dominik Kun, który urządził sobie zabawę między obrońcami i pewnym strzałem ustalił wynik meczu. Ten nie uległ już zmianie i goście zapewnili sobie trzy punkty oraz pozostanie w Ekstraklasie.
Miedź Legnica 0:1 Widzew Łódź
87' Kun