Takowy w kierunku zespołu w drugiej części gry dali też kibice czerwono-biało-czerwonych, wyraźnie sfrustrowani poczynaniami swoich ulubieńców. Trudno się im dziwić, ich ukochana drużyna miała zrehabilitować się za wysoką porażkę na inaugurację wiosny przy al. Piłsudskiego 138, a także bezbarwny remis w Polkowicach. Zamiast tego oddała zaledwie jeden celny strzał na bramkę i przegrała z Odrą Opole 0:1.
Samo spotkanie nie stało na najwyższym poziomie, o czym najlepiej świadczy fakt, że do zwycięstwa goście potrzebowali takiej samej liczby strzałów celnych. Ten Antoniego Klimka z 87. minuty spotkania zaskoczył Konrada Reszkę, który musiał wyciągać piłkę z siatki.
W całym meczu optyczną przewagę posiadali gospodarze, ale nie potrafili przekuć jej na klarowne sytuacje podbramkowe. Początkowa faza meczu dawała nadzieję, swoją szansę od pierwszych minut próbował wykorzystać dwojący się i trojący Przemysław Kita, który zastępował kontuzjowanego Bartłomieja Pawłowskiego na pozycji wysuniętego napastnika, ale niczego konkretnego nie zdziałał. Nie pomagali zbyt wolno i przewidywalnie konstruujący akcje koledzy, a i sam Kita zaczął częściej tracić piłkę.
Najgroźniejsze w tym spotkaniu dla Odry były strzały Kristoffera Normanna Hansena, z czego jeden celny, a także dośrodkowania wprowadzonego w drugiej połowie Fabio Nunesa. Te jednak ostatecznie nie znajdowały adresatów, tak jak Widzew nie mógł znaleźć sposobu na rozmontowanie defensywy drużyny z Opola.
Widzew Łódź – Odra Opole 0:1 (0:0)
0:1 – Klimek (87.)