Wirtuoz, kosmopolita i... król życia. Poznaj losy Artura Rubinsteina

Urodził się w Łodzi, karierę zrobił światową, a ze swojej sławy korzystał nader chętnie. Artur Rubinstein jest nie tylko jednym z najbardziej znanych łodzian, ale i jedną z bardziej barwnych postaci polskiej kultury.

fot. Wikipedia
Rubinstein występował już od najmłodszych lat.
4 zdjęcia
fot. Wikipedia
ZOBACZ
ZDJĘCIA (4)

O łódzkich korzeniach wybitnego artysty przypomina pomnik-fortepian przed jego rodzinnym domem przy ul. Piotrkowskiej 76, a także gabinet w Muzeum Miasta Łodzi z pamiątkami rodzinnymi. Ponadto mamy w Łodzi Filharmonię im. A. Rubinsteina, pasaż jego imienia, a także interesujący mural przy ul. Sienkiewicza. Światowej sławy maestro zmarł 20 grudnia 1982 r. w Genewie w wieku 95 lat, mając za sobą niezwykle barwne życie genialnego pianisty i prawdziwego globtrotera.

Z Łodzi w wielki świat

Artur Rubinstein urodził się w Łodzi 28 stycznia 1887 r. Uznawany jest za jednego z najwybitniejszych wirtuozów fortepianu XX wieku. Pierwszy raz wystąpił publicznie na  koncercie charytatywnym w naszym mieście, mając zaledwie 7 lat, a na wielkiej scenie zadebiutował podczas studiów w Berlinie 1 grudnia 1900 r. w  Beethoven-Saal. W 1904 r. przeniósł się do Paryża, skąd odbywał liczne tournée po USA, Europie i Ameryce Południowej. Wielokrotnie koncertował też w Polsce – w Łodzi, Warszawie, Lwowie, Krakowie i Zakopanem. W 1932 r. poślubił córkę polskiego dyrygenta, Emila Młynarskiego – Anielę, a z tego związku w 1933 r. w Buenos Aires urodziła się Eva Rubinstein. W 1939 r. rodzina zamieszkała w Stanach Zjednoczonych. W swojej ponad 80-letniej karierze Artur Rubinstein wystąpił ponad 6 tysięcy razy na estradach całego świata. Znał osiem języków, a w ciągu swego życia mieszkał w Polsce, Niemczech, Francji, Anglii, USA, Hiszpanii i Szwajcarii. Doskonale czuł się na światowych salonach, potrafił skupić na sobie uwagę, był wspaniałym gawędziarzem i duszą towarzystwa. Jako ceniony wirtuoz  zdobył spory majątek, co umożliwiło mu prowadzenie luksusowego życia, choć nie zawsze tak było…

Fortepian, szampan i… lombard

Na początku XX wieku wielu pianistów i muzyków osiągnęło sławę, ale tylko nielicznym udało się pogodzić talent i ogromną popularność z opinią „króla życia". We wspomnieniach artysty wyraźnie przewijają się motywy nie tylko miłości do muzyki, ale także słabość do wystawnego życia, drogich restauracji, hoteli, towarzystwa pięknych kobiet, szampana, cygar, wytwornego jedzenia, markowych ubrań, czy hazardu. O młodzieńczym okresie paryskim pisał np. że dzień zaczynał się od gry na wyścigach, a wieczorny program od spotkania z przyjaciółmi w barze, potem już tylko wizyta w teatrze rewiowym, nocna kolacja u „Maxima” przy najlepszym stoliku, a wreszcie finał na Montmartrze z kolejnym szampanem, co skutkowało, że rzadko kładł się spać przed 4 rano…

Życie ponad stan na początku kariery miało swoje konsekwencje, bo często musiał zastawiać rzeczy w lombardzie albo unikać lokali i hoteli, w których pozostały niezapłacone rachunki. To oczywiście szybko się zmieniło w kolejnych latach, a po wyjeździe do Ameryki miał już ugruntowaną pozycję maestra, wysokie gaże, a podczas koncertów i przyjęć brylował nie tylko przy fortepianie, ale był prawdziwą gwiazdą salonów, mistrzem interesujących opowieści i anegdot. Życie towarzyskie było dla niego ważne i stanowiło istotny element wizerunku artysty.

Wielka sława to nie żart…

To, czego nie mogą zrobić nawet najwięksi tego świata, często udaje się artystom. Tak właśnie było w przypadku Artura Rubinsteina, którego koncert miał uświetnić uroczystość po podpisaniu Deklaracji Narodów Zjednoczonych w San Francisco w czerwcu 1945 roku. Wielkie mocarstwa w obawie przed reakcją ZSRR nie zaprosiły przedstawicieli polskiego rządu na uchodźstwie do ratyfikowania tej umowy. Nie było też polskiej flagi pośród 50 innych państw. Rubinstein zmienił program koncertu i zanim zaczął, powiedział do obecnych na sali: „Zagram hymn narodu, którego przedstawicieli tu nie ma, ale który pierwszy chwycił za broń i przeciwstawił się złu. Ja wam zagram hymn Polski. I proszę wstać!”, po czym wykonał brawurowo „Mazurka Dąbrowskiego”. Gdy skończył, zapadła cisza, a po chwili potem rozległy się gromkie brawa na stojąco. Wstać musiał nawet wysłannik Stalina Wiaczesław Mołotow, choć ponoć nie klaskał, tylko zaciskał pięści…

Warto również przypomnieć, że nasz wybitny pianista został uhonorowany Oscarem za film dokumentalny „Rubinstein: L’amour de la vie” („Rubinstein: Pasja życia”), a oryginalną  statuetkę można obejrzeć w Muzeum Miasta Łodzi, gdzie znajduje się gabinet sławnego artysty, jednego z największych ambasadorów naszego miasta w świecie. Gdy był w Łodzi po raz ostatni w 1975 roku, zatańczył na podwórku swojego rodzinnego domu przed obiektywem fotografa, jak przystało na prawdziwą gwiazdę… Tu zaczęła się droga do wielkiej kariery, którą opisał w książce pt. „Moje długie życie”, którego był niekwestionowanym królem. 

ZOBACZ TAKŻE