Starcie Widzewa z Radomiakiem nie należało do najbardziej elektryzujących w całej stawce ostatniego dnia Ekstraklasy. Łodzianie nie grali już o nic, a radomianie musieliby mieć bardzo dużego pecha, żeby spać. Dodatkowo największy rywal w drodze do utrzymania Zielonych, Warta Poznań, dość szybko straciła dwie bramki. To wszystko spowodowało, że mecz był toczony w dość wolnym tempie. Stroną przeważającą byli gospodarze. To oni częściej byli przy piłce, kreowali akcje i byli bliżej bramki strzeżonej przez Rafała Gikiewicza. Widzewiacy jednak dobrze trzymali linię defensywy, która skutecznie rozbijała ataki. Aż do 34. minuty. Po dużym zamieszaniu w polu karnym piłkę do bramki wepchnął Luis Machado. Widzew nie rzucił się do odrabiania start. Gra wciąż toczyła się na tych samych zasadach. Do końca pierwszej części gry żadna z drużyn nie stworzyła groźnej akcji.
Piorunująca końcówka Widzewa
Lepiej drugą połowę zaczęli Widzewiacy, jednak to Radomiak w 54. minucie spotkania trafił do siatki po raz drugi - na szczęście dla czerwono-biało-czerwonych strzelec - Luis Machado - dotknął piłkę ręką. Po tym gra się nieco uspokiła, a przełom nastąpił w 66. minucie, kiedy to Anotni Klimek zastąpił Nunesa. To on popisał się bardzo udanym zagarniem, po czym do siatki Radomiaka trafił Fran Alvarez. Trzy minuty później Widzew objął prowadzenie. Po świetnej akcji całej drużyny Hanousek zagrał piłkę do Klimka, ten następnie podał do będącego w polu karnych Sancheza, który umieścił piłkę w siatce. Wynik meczu w 94. minucie ustalił Dominik Kun, który na placu gry pojawił się w 88. minucie. Był to wspaniały rajd, z czego zawodnik dał się już poznać.