Zawód Mikołaj. Wszystko, co chcielibyście wiedzieć, ale baliście się zapytać [WYWIAD]

Misternie zapuszczana przez cały rok farbowana na biało broda, brzuch, nienaganny strój i bezgraniczna miłość do dzieci. Pan Stanisław Szekal w postać św. Mikołaja wciela się od wielu lat. I choć w grudniu nie ma łatwego życia, to jak mówi - swojej pracy nie porzuciłby za nic w świecie.

Stanisław Szekal - św. Mikołaj z Łodzi
Stanisław Szekal - św. Mikołaj z Łodzi, fot. archiwum prywatne
5 zdjęć
Stanisław Szekal - św. Mikołaj z Łodzi
Stanisław Szekal - św. Mikołaj z Łodzi
Stanisław Szekal - św. Mikołaj z Łodzi
Stanisław Szekal - św. Mikołaj z Łodzi
ZOBACZ
ZDJĘCIA (5)

Skąd pomysł na zostanie pełnoetatowym św. Mikołajem?

- To był przypadek. Spacerowaliśmy przed Świętami z córką po jednej z galerii handlowych i jak to zwykle bywa w tym okresie na środku dużego patio siedział Mikołaj, a wokół niego tłoczyły się rozemocjonowany tłum. Córka powiedziała: - Tato, a może ty byś spróbował? Jesteś na emeryturze, masz brodę, lubisz dzieci. Pomyślałem - czemu nie? I tak to się zaczęło.

Czyli Mikołajem jest Pan dzięki córce?

- Tak. Dziś śmieje się, że jako jedna z nielicznych może powiedzieć: - Jestem córką św. Mikołaja.

Jak taktuje Pan to zajęcie? Jako pracę? Misję? Sposób na spędzenie czasu? 

- Wszystko razem. Trudno powiedzieć, że to tylko praca, bo wiele inicjatyw podejmuję charytatywnie. Nie wyobrażam sobie odwiedzać np. chorych dzieci w szpitalach i na tym zarabiać. Bycie Mikołajem to dla mnie wielka przyjemność, ale i duża odpowiedzialność. Traktuję to bardzo poważnie.

Jakie są reakcje dzieci podczas spotkania z Panem?

- Bardzo różne, ale w 99% niezwykle pozytywne. Cieszą się, przytulają, przybijają „piątkę”. Dzieci są bystre i rezolutne, nie dadzą się oszukać. Od razu np. łapią za brodę sprawdzając czy nie jest przypadkiem przyklejona. A kiedy okazuje się, że jest prawdziwa mam już punkt przewagi do autentyczności. 

Zdarzają się nietypowe prośby?

- Bardzo często. Oczywiście w większości dzieci proszą o prezenty, ale bywa też, że marzą o rodzeństwie, lub by ich rodzice się nie rozwodzili. Wtedy Mikołaj musi być również dobrym psychologiem. Empatia, zrozumienie i wysłuchanie są naprawdę ważne. 

Wspomniał Pan o odwiedzinach dzieci w szpitalu. To chyba bardzo emocjonalne spotkania?

- Emocjonalne i bardzo wzruszające. Wizyty w szpitalach, hospicjach, domach dziecka, ale także w DPS-ach czy u seniorów to zupełnie inna kategoria. Tu liczą się najmniejsze gesty. Czasem trudno te emocje opanować, nie tylko im, ale także mnie. Jednak uśmiech na twarzach i błysk w oku wynagradzają wszystko. 

Jak wyglądają przygotowania do wcielenia się w postać Mikołaja? To długotrwały proces by wyglądać autentycznie?

- Założenie pięknego czerwonego stroju nie zajmuje dużo czasu, ale diabeł tkwi w szczegółach. Aby być autentycznym trzeba skupić się na kilku detalach. Brodę zapuszczam cały rok. Tuż przed okresem świątecznym farbuję ją aby była śnieżnobiała.

A brzuch? Szczupły Mikołaj nie wyglądałby przekonująco.

- Brzuch jest dmuchany, ale wygląda naturalnie. To lepsze rozwiązanie niż objadanie się przez cały rok, by zdobyć dodatkowe kilogramy. Ponadto córka wykonuje mi profesjonalny makijaż – różowe policzki i nos, brokat we włosach i brodzie.

Jaki powinien być dobry Święty Mikołaj? Jakie powinien mieć cechy?

- Na pewno powinien być empatyczny, cierpliwy, spokojny, wrażliwy i wyrozumiały. Powinien kochać nie tylko dzieci, ale wszystkich ludzi. Ważna jest także kontaktowość i rozmowność.

A czy w ogóle wierzymy jeszcze w Mikołaja? Czy to już tylko świąteczna „atrakcja”?

- Chcę wierzyć, że wciąż wierzymy. Niektóre dzieci, a zasadzie już kilkunastoletnia młodzież są absolutnie przekonane, że św. Mikołaj istnieje. Niestety to nieliczna grupa. Starsi… no cóż, dorastając często tracimy to wewnętrzne dziecko. Stajemy się niezwykle poważni, racjonalni i tacy „bardzo serio”, a przecież nie w tym rzecz.

A Pan wierzy w Mikołaja?

- Oczywiście! Inaczej nie mógłbym się w niego wcielać. 

ZOBACZ TAKŻE