wróć do artykułu
Zmieniaj zdjęcia za pomocą strzałek na klawiaturze
9 / 11

Największe zbrodnie przedwojennej Łodzi. Dzieciobójczyni, morderstwo prezydenta i wampir

Maria Tyszer, Stanisław Łaniucha i Bronisław Tyszer
Maria Tyszer, Stanisław Łaniucha i Bronisław Tyszer, fot. „Express Wieczorny Ilustrowany", rok 1929
Jak doszło do morderstw?

W niedzielę, 11 listopada, przybył do składu fortepianów o godz. 10:00. Zakład był zamknięty, więc udał się do mieszkania na pierwszym piętrze. Marii Tyszer powiedział, że dostał spadek, który chce przeznaczyć na kupno fortepianu. Umówił się z byłą szefową na 15:00. Świadkiem tego zdarzenia była służąca - Józefa Borowska.

Po dotarciu na miejsce o umówionej porze zamiast pieniędzy wręczył Tyszerowej kopertę z pociętymi papierami. Ta zaczęła wówczas krzyczeć, więc uderzył ją toporkiem w głowę, co spowodowało śmierć kobiety. Następnie ściągnął ją z fotela i po kolejnych ciosach zaciągnął do drugiego pokoju. Po wszystkim zrabował sakiewkę, w której było 70 złotych, klucze od kasy i mieszkania, zdjął z ręki ofiary złoty zegarek oraz obrączkę.

Dwadzieścia minut później do zakładu przyszedł Bronisław Tyszer. Zanim zdążył zauważyć, do czego doszło, zbrodniarz poprosił go, by zagrał na pianinie, które wybrał. Gdy Tyszer usiadł przy instrumencie, by spełnić prośbę, otrzymał cios toporkiem w głowę. Uderzenie nie było na tyle silne, by pozbawić go przytomności. Zaczął się bronić, lecz po chwili otrzymał drugie uderzenie, po czym padł martwy. Młody Łaniucha zabrał mu portfel, przeciągnął ciało pod okno, które zakrył pokrowcem od fortepianu. Zdecydował się wrócić do mieszkania małżeństwa (znajdowało się w tym samym budynku co skład), z którego zrabował 350 zł, budzik i srebrne łyżeczki. Mieszkanie opuścił w palcie i kapeluszu Tyszera.

Pozbyć się świadka

O godz. 18:00 Stanisław Łaniucha zamówił przy skrzyżowaniu ulic Nawrot i Piotrkowskiej taksówkę, którą udał się na ul. Tatrzańską, gdzie na jednym z pól zakopał skradzione łupy. W tamtej chwili miał do zrealizowania jeszcze jedną zbrodnię - tę której dokonał na służącej - Józefie Borowskiej. Wrócił więc na Piotrkowską 117, gdzie zastał służącą stojącą pod drzwiami. Powiedział jej, że przyszedł w celu uregulowania rachunku za zakupione pianino i poczeka z nią na powrót właścicieli. Zaproponował Borowskiej spacer, lecz ta odmówiła, udając się do mieszkania zarządcy budynku. Ok. godz. 20 służąca wyszła stamtąd zaniepokojona coraz dłuższą nieobecnością pracodawców.

19-latek udał się do pobliskiej cukierni Piątkowskiego. Tam spotkał chłopca, któremu dał 3 złote za fatygę oraz 5 złotych z prośbą, by ten poszedł na Piotrkowską 117 i przekazał Borowskiej, że przychodzi z polecenia Tyszerów. Ci mieli rzekomo przysłać jej 5 złotych na taksówkę, by przyjechała natychmiast na ul. Tatrzańską, do fabryki Steigerta. Gdy chłopiec rozmawiał ze służącą, na miejscu zjawił się Łaniucha. Oświadczył Borowskiej, że uda się razem z nią na Tatrzańską i tam zapłaci za pianino. Służąca zgodziła się. Gdy jechali taksówka, Łaniucha namówił kobietę, by wysiedli wcześniej i dalej udali się na miejsce spacerem. W momencie, gdy znaleźli się na polach za fabryką, uderzył Józefę toporkiem w głowę, po czym ta osunęła się do rowu. Młody zbrodniarz przykrył ciało jej własną chustką. Następnie odkopał ukryte łupy i wrócił do domu na ul. Targową 33, by schować je w komórce. Nazajutrz wszystko przepakował i rozniósł znajomym na przechowanie. Zeznał, że zamierzał również zamordować właściciela składu fortepianów przy ulicy 1 Maja.

Dożywocie zamiast kary śmieci

Stanisław Łaniucha został skazany na karę śmierci przez powieszenie. Do tej jednak nie doszło. Rok później prezydent Rzeczypospolitej, Ignacy Mościcki zamienił zasądzony wyrok na dożywotnie ciężkie więzienie. Jego dalsze losy nie są znane…


ZOBACZ TAKŻE