Największe zbrodnie przedwojennej Łodzi. Dzieciobójczyni, morderstwo prezydenta i wampir
28 stycznia 1938 roku Maria Zajdel zjawiła się na jednym z posterunków policji w Łodzi. Celem wizyty była chęć zgłoszenia zaginięcia własnej córki - 12-letniej Zosi, do którego miało dojść dzień wcześniej ok. godz. 14. Funkcjonariusze od razu przystąpili do pracy. 29-latka na komendę przyszła raz jeszcze 2 dni później, by przekazać otrzymany anonim, z którego wynikało, że dziecko nie żyje…
Policyjne śledztwo rozpoczęto od przesłuchań sąsiadów Marii Zajdel i jej córki. Te zaś nie stawiały kobiety w dobrym świetle - kobiecie zarzucano rozwiązły styl życia, z kolei Zosia uważana była za posłuszne i grzeczne dziecko.
Kolejnym krokiem policjantów było przeszukanie mieszkania Marii Zajdel przy ul. Chopina, do którego doszło 2 lutego. Tam znaleziono ślady krwi na pościeli, a następnie przeszukano znajdujące się nieopodal domu szambo. Odkryto w nim nagie zwłoki dziewczynki. Po tym Maria Zajdel przyznała, że feralnego dnia Zosia była w domu aż do wieczora, jednak ok. godz. 20 Marię odwiedził jej narzeczony - Stanisław. Matka Zosi wówczas na chwilę wyszła z domu, a córka została z mężczyzną. Po powrocie dziecka już nie było.