Od samego początku spotkania łodzianie mogli dojść do wniosku, że w Tychach czeka ich naprawdę trudna przewaga. Gospodarze od pierwszej piłki byli na prowadzeniu, co chwila kończąc kolejne akcje podkoszowe. Ełkaesaicy próbowali dotrzymać rywalom kroku, ale mocno przeszkadzały im własne błędy, takie jak złe podania czy kolejne niecelne rzuty. Na szczęście, kiedy GKS Tychy objął jedenastopunktowe prowadzenie, biało-czerwono-biali zdołali wrócić do gry i delikatnie odrobić straty.
Zacięta walka
Co więcej na początku drugiej kwarty łodzianie nawet doprowadzili do remisu. I to dwukrotnie. Od stanu 32:32 tyszanie wrzucili jednak drugi bieg i ponownie wysunęli się do przodu. Podopieczni Jarosława Krysiewicza znów mieli swoje problemy z niechlujnością swoich działań, czym jedynie napędzali rywali. W efekcie po pierwszej połowie gospodarze odskoczyli na sześć punktów.
Przewaga doswiadczenia
W dwóch kolejnych kwartach GKS Tychy po prostu utrzymywał bezpieczny dla siebie dystans. Łodzianie mocno próbowali pokrzyżować plany na pewne i spokojne zwycięstwo, za wszelką cenę starając się zniwelować straty, ale jedyne na co było ich stać to złapanie kontaktu na początku ostatniej odsłony meczu. Zanotowana chwilę później przez gospodarzy szybka seria czterech wygranych akcji z rzędu diametralnie zmieniła sytuację i z jednopunktowego, prowadzenie GKS Tychy urosło do dziesięciopunktowego, ostatecznie zamykając rywalizację.
GKS Tychy – ŁKS Coolpack Łódź 85:73 (25:20, 18:17, 21:24, 21:12)
