Przywożono z wyjazdów rozmaite dobra osobiste, ale istotne były również w tej prywatnej kupieckiej działalności walory znacznie cenniejsze, np. złote wyroby z ZSRR, kożuchy tureckie, dolary i inne waluty nabywane po konkurencyjnych cenach, a nawet brylanty z Wiednia przekazywane na dworcach w Budapeszcie.
Eksport na własną rękę
Masowo wywożono na wybrzeże Morza Czarnego sprzęt turystyczny, namioty, foteliki, przyczepki, kuchenki, wszelkie urządzenia elektryczne. Sprzedawano ciuchy, w tym markowe dżinsy nabyte w Peweksie, perfumy Pani Walewska czy Być może, inne kosmetyki, a nawet medykamenty. Natomiast w drogę powrotną zabierano dolary i marki RFN kupione od rodzimych cinkciarzy na kempingach czy w hotelach wypełnionych turystami z Europy. Od lat 70. dolar był w centrum uwagi, a rozmaite transakcje dosyć skomplikowane. Kursy zmieniały się z roku na rok, ale można przyjąć dla uproszczenia, że średnie zarobki miesięczne wynosiły 3–4 tys. zł, a amerykańska waluta na czarnym rynku kosztowała ok. 100–120 zł, a zatem pensja warta była wtedy jeszcze ok. 30 dolarów. Dewizy przywożone z zagranicy przy odpowiednich manewrach były tańsze o połowę, stanowiąc twarde oparcie dla prywatnych oszczędności. Zjawisko było powszechne w tamtych latach, a poza tym można było z tych walorów skorzystać, kupując rozmaite towary w sklepach Peweksu, które stanowiły osobliwość tamtego ustroju.
Dalszą część artykułu znajdziesz poniżej.
