W latach 1851–1853, po zniesieniu granicy celnej z Rosją, ponownie przyjeżdżali do Łodzi tkacze, sukiennicy, farbiarze i drukarze z Prus, Austrii, Saksonii i Czech. Słabo rozwinięty przemysł rosyjski nie mógł konkurować z wyrobami przemysłu zagranicznego, co doprowadziło do ujemnego bilansu handlowego cesarstwa. Wprowadzono więc politykę protekcyjną i niemal zaporowe tzw. złote cła, czyli uiszczanie wszelkich opłat w złocie.
Celne zagrywki
Taka polityka doprowadziła najpierw do wojny celnej z Niemcami, zakończonej w 1894 r., która jednak mocno uderzała w łódzkie interesy. Po 1877 r. systematycznie rosły opłaty celne na przywóz surowców i wyrobów włókienniczych. W latach 1878–1900 cło na bawełnę wzrosło ponad pięciokrotnie, na przędzę – dwukrotnie, a na tkaniny bawełniane o 20–50%. Na granicy lądowej, przez którą z Bremy i Hamburga importowano ten surowiec do Łodzi, opłata celna była wyższa o 15 kopiejek na pudzie niż cło na granicy morskiej, skąd przywożono bawełnę do Moskwy i Petersburga. Ponadto w latach 1888–1891 niekorzystne dla Królestwa Polskiego były taryfy kolejowe, np. koszt przewozu jednego puda bawełny amerykańskiej do Moskwy bez cła wynosił 35,77 kop., do Petersburga – 24,72 kop., a do Łodzi – 37,10 kop., a surowa bawełna rosyjska była droższa w Łodzi niż w Moskwie o 20–30 kop. W 1890 r. taryfy za przewóz gotowych towarów łódzkich podwyższono o 60–80%. Prasa rosyjska w 1891 r. podkreślała, że tym sposobem rosyjscy fabrykanci zgnębią łódzkich przemysłowców.