Tak mocnego wzrostu cen nie było w Polsce od 21 lat. Główny Urząd Statystyczny oszacował, że w listopadzie inflacja wyniosła 7,7 proc. To znaczy, że z naszych portfeli znika średnio co trzynasta złotówka.
– Masło potwornie zdrożało, jeszcze miesiąc temu można było znaleźć kostkę za 4,6 zł, teraz trzeba zapłacić 6 złotych. Kawę kupuję tylko jak są jakieś promocje, inaczej jest za drogo. Zwykle udaje mi się kupić kilogram ziarna do zmielenia za 35 złotych. To oczywiście w promocji, bo w normalnej cenie musiałabym zapłacić prawie 60 złotych – mówi Katarzyna, która już od dłuższego czasu przy zakupach stosuje strategię, a nie wrzuca do koszyka to, co ją interesuje.
Inflacja wpływa na wszystko
Co gorsze, inflacja każdego miesiąca przyspiesza, a to oznacza, że ceny cały czas rosną coraz szybciej. Jeśli za cenami nie nadążają pensje, np. w ciągu ostatniego roku nie dostaliśmy podwyżki, to co miesiąc stać nas na coraz mniej.
Przykład: jeśli osoba zarabiająca 2 000 złotych na rękę nie dostała w tym roku podwyżki o 154 złote, to ceny rosną szybciej niż jej wynagrodzenie i co miesiąc może kupić coraz mniej produktów. I nie chodzi o to, że drożeją wybrane towary, ale praktycznie wszystkie.
Rozwiązaniem na drożyznę nie jest, niestety, robienie niektórych rzeczy w domu. Jeśli chcielibyśmy sami piec chleb albo wyrabiać masło, za produkty do przepisu zapłacimy więcej, niż za gotowy towar w sklepie. I to nie tylko w przypadku artykułów spożywczych.
– Lubię majsterkować w domu, ale staje się to coraz kosztowniejsze. Ceny drewna poszły w górę w całym kraju. W zależności od rejonu, od 35 do 105 proc. Kupiłem drewno na fotel za 27 złotych. Tydzień później, za to samo drewno na drugi zapłaciłem już 47 złotych – mówi Marek, stolarz-hobbysta.
Taniej nie będzie
Czy jest szansa, że niedługo ceny zaczną maleć? Znikoma. Inflacja w najbliższym czasie nie wyhamuje, do tego mamy drożejące prąd i paliwo oraz oczekiwania wyższych wynagrodzeń. A to wszystko wpływa na ostateczne ceny towarów i usług.
Nie tylko drożyzna, ale i rządowy Polski Ład coraz mocniej zaglądają do naszych kieszeni. Z jednej strony mamy obietnice ulg, ale z drugiej jakoś trzeba je sfinansować. Żeby jednym dać, innym trzeba zabrać. Na rządowy program Polski Ład zostanie Łodzi zabrane 300 milionów złotych – właśnie tyle pieniędzy mniej niż w ubiegłym roku miasto dostanie z naszych podatków.
Mniej pieniędzy w miejskiej kasie, to wyższe ceny biletów MPK, wyższe czynsze, ceny wejścia na baseny, lodowiska, do teatru, czy do muzeum...