„Wiele podwórek przypomina obory przed oczyszczeniem, aniżeli obejścia ludzkie w kraju cywilizowanym. Na korytarzach i schodach zalegają stosy śmiecia po kilka miesięcy” - donosił dziennikarz „Dziennika Łódzkiego” w czerwcu 1884 roku. Dwadzieścia lat wcześniej w „Łódzkich Ogłoszeniach” opublikowano instrukcję porządkową dla właścicieli domów. Wprowadzono zakaz składowania na podwórkach śmieci, wylewania pomyj, nakazano również systematyczne oczyszczanie dołów kloacznych. Wywóz śmieci, zwartości szamb i dołów kloacznych mógł odbywać się tylko nocami, od godziny 24:00 do 7:00.
W tym czasie przez miasto ciągnęły „konwoje” cuchnących wozów z odchodami i śmieciami. Zabroniono wypuszczania na ulice psów – no, chyba że na sznurku „celem zabezpieczenia przechodzących od wypadku wścieklizny”. Wprowadzono też zakaz wypuszczania z podwórek bydła bez opieki pastuchów, popasu koni na ulicach, przewożenia wózkami i przenoszenia towarów chodnikami. Właścicieli kamienic zobowiązano do informowania władz o przypadkach chorób zakaźnych „u ludzi i u bydła”. Trzymanie na podwórkach koni, świń, krów i drobiu było powszechne.
Lista zakazów
Zakazów było bez liku, np. przebywania na ulicach małych dzieci bez opieki, puszczania latawców, gry w piłkę i kręgle. Zakaz dotyczył też żebractwa, palenia tytoniu pod domami. Należało informować władze o podejrzanych osobach np. „zajmujących się gusłami i temu podobną szarlataneryą”. Prezydent miasta Łodzi, Andrzej Rosicki, dał kamienicznikom 14 dni na doprowadzenie do porządku chodników przed posesjami oraz likwidację dołów kloacznych przy kanałach rzek. Właściciele nieruchomości musieli budować przed swoimi domami chodniki i dbać o ich czystość. Do godziny 7 rano musiały być wysprzątane wraz z połową jezdni. Wprowadzono zakaz wylewania ścieków bezpośrednio na ulice i nakaz budowy murowanych, szczelnych szamb. Łajno końskie musiało być zbierane do specjalnych nieprzepuszczalnych skrzyń.
Dla poprawy estetyki miasta zabroniono wywieszania prania na frontach kamienic, od strony ulicy. Lata biegły, a Łódź nadal była brudna i śmierdząca. W 1934 roku Express Wieczorny Ilustrowany donosił: „obecny sposób wywożenia śmieci i nieczystości biologicznych urąga najprymitywniejszym wymogom przepisów sanitarnych. Beczkowozy są drewniane i niehermetycznie zamknięte. Gdy jadą po wyboistych ulicach nieczystości wylewają się z beczek na ulice. Przenoszenie śmieci na wóz odbywa się najczęściej w dziurawych koszykach, z których śmieci sypią się, a woń gnijących odpadków zatruwa powietrze”. Warunki sanitarne w mieście poprawiły się dopiero po zbudowaniu miejskich kanałów i likwidacji ulicznych rynsztoków. Właściciele kamienic protestowali przeciw nakazowi podłączania nieruchomości do miejskich kolektorów. Odpowiedzią władz Łodzi było przymusowe przyłączanie budynków do kanalizacji na koszt ich właścicieli.