W dawnych czasach lato w mieście było synonimem udręk niemalże piekielnych. Wysoka temperatura potęgowała tylko niedogodności powodowane fabryczną działalnością Łodzi, a brak kanalizacji sprawy nie polepszał. Nie każdego stać było na zagraniczne wojaże, a trzeba pamiętać, że pod zaborami większość podróży do miejsc uzdrowiskowych była już eskapadą zagraniczną. Jednym ze sposobów na odpoczynek „po taniości” był wypad do Łagiewnik, nierzadko w ramach odpustu.
Dziś może taka wyprawa brzmi jak coś zupełnie codziennego, dawniej jednak trzeba było poważnie przemyśleć logistykę. Ośmiokilometrową drogę łączącą miasto z Łagiewnikami pokonywano różnie: na chłopskich furach, w eleganckich powozach, ale przede wszystkim pieszo, z pieśnią na ustach i kapeluszem na głowie.