– Pierwszy zwierzak, któremu pomogłem? Miałem kilka lat i byłem z rodziną na letnim festiwalu na Piotrkowskiej. W tłumie ludzi zobaczyłem małego wróbelka, który leżał na chodniku i wyglądał na wyczerpanego. Nie mogłem go tam tak zostawić. Przyniosłem go do domu, napoiłem i dałem mu odpocząć. Ostatecznie odleciał, ale dla mnie to było coś niezwykle ważnego. To wtedy po raz pierwszy poczułem, że ratowanie zwierząt to coś, czym chcę się zajmować – mówi Adrian Bieniek.
W schronisku w Łodzi pracuje od listopada ubiegłego roku, a od niedawna pełni funkcję kierownika gabinetu weterynaryjnego. To zdecydowanie nie jest praca, w której można się nudzić – codziennie coś się dzieje, a każdy przypadek i każdy zwierzak jest inny. – Czasem bywa ciężko, zwłaszcza gdy trafiają do nas zwierzęta w złym stanie. To duże obciążenie. Ale są też momenty, które wynagradzają wszystko – kiedy zwierzę, które było przerażone i nieufne, nagle zaczyna merdać ogonem, a potem znajduje nowy dom – dodaje weterynarz.