Dostojny jubilat jest rodowitym łodzianinem. Na świat przyszedł w domu na Julianowie, w którym mieszkał wraz z najbliższą rodziną (rodzicami, dwiema starszymi siostrami oraz młodszym bratem) do momentu wybuchu II wojny światowej, a także częściowo podczas niej. Przed 1 września 1939 r. zdążył ukończyć jedną klasę gimnazjum. Początkowo pracował przy budowie i wymianie torów tramwajowych na terenie Łodzi, a później został wywieziony przez Niemców na roboty przymusowe na Wschód, gdzie pracował przy budowie okopów dla wojska. Wrócił stamtąd piechotą do Łodzi – ubrany jedynie w sweter i trampki, mimo srogiej wówczas zimy.
– Pamiętam, że odwiedzałem po drodze różne domy i w każdym pomagano i goszczono mnie najlepiej, jak tylko potrafiono – wspomina pan Antoni Kamiński. – Tak doszedłem do Ozorkowa, gdzie wsiadłem w tramwaj i usnąłem. Obudziłem się, jak tramwaj dojechał na Radogoszcz. Stamtąd ostatkiem sił doszedłem do domu na Julianowie.
Jeszcze przed zakończeniem wojny pan Antoni zgłosił się do wojska – został wysłany m.in. na teren obecnej Ukrainy. Po wojnie wrócił do Łodzi i rozpoczął pracę w dziale eksportu w jednej z fabryk przy obecnej ul. Tymienieckiego. Tam poznał swoją przyszłą żonę.
W głowie zawróciła mu Danusia
– W zakładzie była organizowana zabawa i sekretarka zapytała, czy może przyprowadzić koleżankę – opowiada jubilat. – I tak poznałem Danusię. To była piękna kobieta. Zakochałem się w niej od pierwszego spojrzenia. Przetańczyliśmy wspólnie całą noc, a po kilku miesiącach byliśmy małżeństwem.
Po ślubie mieszkał wraz z żoną najpierw na Stokach, później przy ul. Wróblewskiego, a następnie przeprowadził się na Polesie, gdzie mieszka do dzisiaj. Zawodowo po wojnie nadrabiał zaległości w nauce – ukończył na Śląsku specjalną szkołę „Społem”, w której to firmie później pracował. Następnie został dyrektorem chłodni przy ul. Traktorowej, gdzie pracował do momentu przejścia na emeryturę.
A jak samopoczucie panie Antoni?
Jubilat, mimo sędziwego wieku, czuje się nieźle. Mieszka sam, w utrzymaniu mieszkania i zakupach pomaga mu sąsiadka, choć jak przyznaje, na zakupy lubi również wybrać się samodzielnie, bo tylko wtedy jest w stanie kupić sobie to, na co ma ochotę.
– Po śmierci żony poczułem się samotny – mówi pan Antoni. – Poza tym nie mam talentu do gotowania. Próbowałem sobie radzić pulpetami i fasolką ze słoików, ale znudziła się mi taka kuchnia. Wtedy sąsiad podpowiedział mi, że jest coś takiego, jak Dom Dziennego Pobytu i to była doskonała decyzja, by tutaj przyjść. Wyśmienicie tutaj gotują, smakuje mi absolutnie wszystko. Kiedy jestem z kolei w domu lubię słuchać radia, zwłaszcza podczas śniadania. Lubię też oglądać teleturnieje w telewizji, ale zdarza się mi przysypiać, dlatego często nie wiem, kto wygrał. Wzrok mi niestety nie domaga, więc nie jestem w stanie czytać już książek i gazet, a to zawsze uwielbiłem. W gazetach czytam jedynie nagłówki.
Receptą pana Antoniego na długowieczność jest umiar we wszystkim i troska o samego siebie.
– Trzeba mądrze żyć, czyli dbać o własne zdrowie tak, jak dbamy zazwyczaj o nasz własny samochód – podpowiada Antoni Kamiński. – Trzeba się regularnie badać i nie unikać lekarzy. Nie niszczyć swojego zdrowia, czyli nie palić, a po alkohol i słodycze sięgać, ale z umiarem. Ważne są też regularne posiłki w małych porcjach, by się nie obżerać. Moje ulubione danie to rosół z makaronem. Na sport jakoś nie miałem nigdy czasu, ale uwielbiałem chodzić na ryby.
Pan Antoni ma dwóch synów, trzech wnuków i jedną wnuczkę oraz dwóch prawnuków.
– Panu Antoniemu serdecznie gratuluję tak pięknego jubileuszu – mówi Piotr Kowalski, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi. – A na kolejne, długie lata życzę dużo dobrego zdrowia, uśmiechu na twarzy, zadowolenia z życia i wszelkiej pomyślności.