Ogromne zaskoczenie
O tym, że wyjazd do Opola nie będzie jedynie wycieczką krajoznawczą, łódzkie Wiewióry przekonały się już w pierwszym secie. Młody, opolski zespół, który powstał raptem w 2015 roku, wyraźnie pokazał, że w Ekstraklasie nie zamierza być jedynie „chłopcem do bicia”. Łodzianki miały sporo problemów z pokonaniem bloku zawodniczek UNI i rywalizacja stała się zacięta. Szczególnie w końcówce, kiedy kandydatki do walki o medale musiały grać z beniaminkiem na przewagi i tę walkę ostatecznie przegrały 25:27.
Sportowa złość
Najwyraźniej taki scenariusz był dla łodzianek sporym zaskoczeniem, ale też powodem do sportowej złości. Jej wyraz dały w drugiej części meczu. Znacznie poprawiły skuteczność w ataku i zaczęły popełniać mniej błędów. Pracować zaczął też fenomenalny brazylijsko-amerykański duet Ratzke - Jones-Perry, który raz po raz udowadniał, że jest najlepszym ruchem transferowym w tym sezonie Tauron Ligi. Ostatecznie przyjezdne rozgromiły gospodynie w drugim secie 12:25.
Dreszczowiec
Na początku trzeciego seta mogło się wydawać, że początek spotkania był jedynie wypadkiem przy pracy. Okazało się, że jednak nie. Łodzianki wyraźnie poczuły się zbyt pewnie. Znów zaczęły popełniać błędy i łatwo pozwalały opolankom odrabiać straty. Końcówka trzeciego seta była powtórką z pierwszego — walka na przewagi, z której tym razem, na szczęście, zwycięsko wyszedł ŁKS. Gra nieco się uspokoiła w czwartej partii, choć wcale nie stała się dla ełkaesianek łatwa. Szczególnie trudno było powstrzymać dobrze dysponowaną w tym sezonie Regiane Bidias, byłą zawodniczkę ŁKS-u. Na szczęście łódzkie Wiewióry zapracowały na sporą zaliczkę punktową w kocówce i pierwszą piłkę meczową rozgrywały przy stanie 20:24. Ostatecznie wygrały 21:25, a całe spotkanie 1:3.