Pierwszy dzień z Ekstraklasą pokazał, że ta liga, szczególnie na początku, jest nieobliczalna. Zapewne dlatego Widzew Łódź i Zagłębie Lubin podeszły do siebie ze sporym respektem. Nie było zbytniego otwierania się i szaleńczych ataków. Łodzianie często wykorzystywali skrzydła, gdzie próbki swoich umiejętności szybkościowych i drybrelskich dawali Mariusz Fornalczyk i Samuel Akere. Udało im się stworzyć dwie groźne akcje, ale bez konsekwencji w postaci bramki. Z kolei negatywnie wyróżniał się Peter Therkilkdsen. Duńczyk zdecydowanie nie miał swojego dnia, przegrywał niemal każdy pojedynek z Kajetanem Szmytem. Do tego jego dość swobodne podejście do odbioru piłki sprawiło, że naprawiając jego błędy kartkę obejrzał Lindon Selahi.
Pod koniec pierwszej części gry gospodarze nieco mocniej zaatakowali, co dało dwa stałe fragmenty gry. Po drugim fantastyczną bramkę zdobył Julian Shehu. Do gwizdka sędziego ogłaszającego przerwę nie udało się już zmienić wyniku żadnej ze stron.
Dużo walki
Drugie 45 minut zaczęło się od naporu Zagłębia. Wysoki pressing sprawiał widzewiakom sporo problemów, ale zmasowane ataki udało się przetrwać bez utraty gola. Następnie spotkanie przerodziło się w typowy mecz walki. Dużo walki i przepychanek, sporo niedokładności. Podobnie jak w pierwszej połowie w końcowych minutach gospodarze wyszli wyższym pressingiem starając się stłamsić rywali. Bramka nie padła, ale Widzew Łódź dowiózł zwycięstwo do końca.
Gikiewicz – Kozlovsky, Żyro, Visus, Therkildsen (75’ Krajewski) – Selahi (69’ Hanousek), Shehu, Alvarez (62’ Czyż)– Fornalczyk, Akere (62’ Baena) – Bergier (76’ Pawłowski)
40’ Shehu
