Przed startem rozgrywek Widzew Łódź sprowadził kilku zawodników, którzy z miejsca mieli stać się gwiazdami drużyny. Szczególnie dużo obiecywano sobie po Hilarym Gongu i Samuelu Kozlovskym. O ile ten drugi spełnił pokładane w nim nadzieje, to nigeryjski skrzydłowy jest wielkim rozczarowaniem. Z letniego zaciągu pochwalić można jeszcze Marcela Krajewskiego, natomiast pozostali zawodnicy w mniejszym lub większym stopniu zawodzą. Właśnie to stanęło u podstaw fatalnej końcówki rundy i finalnie rozczarowującego dziewiątego miejsca w tabeli.
Dobre złego początki
Start rozgrywek w wykonaniu łodzian był dobry. Wygrana z Lechem Poznań czy Cracovią napawały optymizmem, jednak im dalej w las, tym było gorzej. Nawet jeżeli RTS zwyciężał, zwycięstwa te były mało przekonujące. W klubie zaczęła narastać nerwowa atmosfera, której kulminacją były słowa Daniela Myśliwca po fatalnym meczu z Górnikiem Zabrze: „gramy tak, jak trenujemy”. Plotki o konflikcie w zespole wystrzeliły jak gejzer. Doszukiwano się, kto może być niezadowolony z pracy z trenerem, raz wyciągano nazwisko Saida Hamulicia, innym razem Kreshnika Hajrizego albo Antoniego Klimka. Tych pogłosek nie udało się opanować aż do dzisiaj.