Mecz Widzewa Łódź z Zagłębiem Lubin był rozgrywany w dość nietypowym wariancie. Drużyny zagrały 4x 30 minut, tak żeby każdy zawodnik wybiegał swoje. Widzew mógł szybko otworzyć spotkanie, ale Jasmin Burić dwukrotnie interweniował skutecznie. Później zaczął się okres przestoju. Sporo chaosu po obu stronach. Widać było, że zawodnicy mają za sobą trudy obozu przygotowawczego. Słabiej radzili sobie z nimi zawodnicy z Łodzi, bo już w 24. minucie stracili bramkę. Po rzucie rożnym wynik otworzył Aleks Ławniczak. Drugie pół godziny było jeszcze słabsze. Bardzo proste indywidualne błędy sprawiły, że Zagłębie strzeliło aż trzy bramki. Łodzianie nie radzili sobie z zamurowanym środkiem boiska i tym samym stracili swój największy atut. Szarpać i strzelać z dystansu próbował Jakub Łukowski, ale lubinianie znając jego możliwości, szybko blokowali te próby.
Grad bramek
W trzeciej kwarcie obaj trenerzy zdecydowali się zmienić całkowicie jedenastki. Lepiej wyszli na tym podopieczni Daniela Myśliwca. Od początku grali wyżej i przejmowali inicjatywę. Skończyło się to dwoma trafieniami. Najpierw strzelił Imad Rondić z rzutu karnego, a później Julian Shehu po rzucie rożnym. Tuż przed gwizdkiem zapraszającym na ostatnią przerwę Zagłębie podwyższyło z wolnego. Ostatnia część meczu znów była nieco lepsza dla Widzewa. Kolejny raz do siatki trafił Rondić, ale dość szybko swoim trafieniem odpowiedział Patryk Kusztal. W ostatniej kwarcie znów oglądaliśmy dwie bramki, obie po stałych fragmentach gry. Dla Widzewa trafił Paweł Kwiatkowski, dla Zagłębia Arkadiusz Woźniak. Wynik hokejowy, ale on ma drugorzędne znaczenie. Większy ból głowy jest o to, że obrona w tym spotkaniu działała fatalnie.
Widzew Łódź 4:7 Zagłębie Lubin