Łódź, licząca sobie wówczas 600 tysięcy mieszkańców, nie miała kanalizacji i wodociągów, a jej znakiem rozpoznawczym był przykry fetor ścieków płynących rynsztokami i rzeczkami. Woda w studniach podwórkowych najczęściej nie nadawała się do picia z powodu skażenia bakteriami kałowymi, bo zbyt blisko studni budowano doły kloaczne. To była główna przyczyna wybuchających co chwila epidemii, które wśród mieszkańców zbierały śmiertelne żniwo.
Z budową kanalizacji i wodociągów zwlekano. Plany przygotowane przez inżyniera Williama Heerleina Lindleya przeleżały w szafach magistratu 15 lat. Dopiero po I wojnie światowej, w odrodzonej Polsce zabrano się za ich realizację. Był to ogromny wysiłek finansowy zarówno dla miejskiej kasy, jak i mieszkańców. Inwestycje wymagały zadłużenia miasta i podniesienia lokalnych podatków.
Trudnego zadania budowy kanalizacji i oczyszczalni ścieków podjął się inżynier Stefan Skrzywan. Budowę wodociągów i studni głębinowych przełożono na późniejsze lata. W Łodzi ciągle brakowało wody zarówno dla ludności, jak i zakładów przemysłowych, dlatego po II wojnie światowej zaczęto ją sprowadzać z odległego o 48 km ujęcia na Pilicy w Tomaszowie Mazowieckim. Obecnie woda w Łodzi pochodzi z tego źródła oraz z 47 studni głębinowych – jurajskich, kredowych i czwartorzędowych.