Co dzieje się w Orle Łódź? Lider zespołu Tomasz Gapiński: "W końcu zapanował spokój" [WYWIAD]

Początek sezonu w wykonaniu Orła Łódź był katastrofalny. Seria porażek zepchnęła drużynę na ostatnie miejsce w tabeli. Jednak ostatnio karta się odwróciła. O tym, co dzieje się wewnątrz zespołu, mówi jeden z liderów – Tomasz Gapiński.

Tomasz Gapiński, Orzeł Łódź
Tomasz Gapiński, Orzeł Łódź, mat. pras.
5 zdjęć
Tomasz Gapiński, Orzeł Łódź
Orzeł Łódź
Tomasz Gapiński, Orzeł Łódź
Orzeł Łódź
ZOBACZ
ZDJĘCIA (5)

Piotr Baleja: Witold Skrzydlewski w jednym z wywiadów dość brutalnie wypowiedział się o całym środowisku żużlowym i zapowiedział sprzedaż klubu. Niedługo potem zaczynacie jeździć jak z nut. Czy w drużynie nastąpił “efekt prezesa”? 

Tomasz Gapiński: Bardziej efekt rozmów z prezesem. Mieliśmy kilka zebrań, oczywiście Witold Skrzydlewski w nich uczestniczył. Jak można się domyślić, lekko na nich nie było. Każdy z nas chce wygrywać, każdy chce pokazywać się z jak najlepszej strony i miejmy nadzieję, że tę dobrą formę utrzymamy. 

Czy ta zmiana w drużynie to był dłuższy proces, czy tylko jedna rzecz, która musiała przeskoczyć? 

Ciężko stwierdzić. Ten początek sezonu był bardzo słaby w naszym wykonaniu. Sporo niepewności o miejsce w składzie. Było dużo zamieszania i niezrozumiałych dla mnie rotacji. W sparingach punktowałem najlepiej, a mimo to nie pojechałem do Rzeszowa na inaugurację. Później trener zdecydował, że najsłabszy zawodnik z ostatniego meczu w kolejnym będzie pauzował i padło na Lucke’a Beckera. W takim wariancie trenowaliśmy. W meczu z Polonią Bydgoszcz okazało się, że Lucke jednak jedzie, a nie będzie Oskara Polisa. Był to trudny czas i dla zawodników i dla trenera. Na treningach było wręcz małe Grand Prix, kiedy walczyliśmy o miejsca w składzie. Na szczęście ten spokój przyszedł z czasem, układ w drużynie się wykrystalizował, a z tym pojawiły się punkty. 

Masz żal do Ostrovii o słabe przyłożenie się do naprawy toru w tym przerwanym meczu?

Zostawiam to za sobą. Nie lubię gdybać. To wszystko mogło się jeszcze różnie potoczyć. Ostrów jechał bez Tobiasza Musielaka, ale zawsze mogli odrobić punkty w końcówce, tak jak w powtórnym spotkaniu i wygrać. 

Mówiłeś o rywalizacji w zespole. Ma ona negatywny wpływ na atmosferę, czy wszystko odbywa się na sportowych zasadach? 

Ja z nikim nie mam konfliktów, dogaduję się ze wszystkimi zawodnikami. Jest dużo spokojniej niż na początku sezonu. Mam nadzieję, że to z nami zostanie. 

Wierzysz w play-off?

Oczywiście, że tak. Po to wychodzimy na tor i walczymy. Chcemy pojechać te dodatkowe spotkania. Ja nawet po przegranych spotkaniach mówiłem, że słaby początek nie przekreśla mocnej końcówki. Nawet po sobie widzę, że z meczu na mecz się rozkręcam i przywożę coraz więcej punktów. Są błędy, które ze względu na moje duże doświadczenie nie powinny mieć miejsca, ale ta gorąca głowa czasem daje o sobie znać. 

Czy Orzeł może na tyle rozwinąć skrzydła, żeby powalczyć o awans? 

Nie chcę wybiegać tak daleko. Żużel jest nieprzewidywalny i bardzo kontuzjogenny, jedna wywrotka może zmienić wszystko. Wiem to z własnego doświadczenia, bo w zeszłym sezonie miałem problemy zdrowotne. Skupiamy na meczu z Rzeszowem – to spotkanie musimy wygrać, żeby liczyć się w walce o play-off. W następnym tygodniu czekają nas dwa starcia i teraz trzeba o nich myśleć. 

W ostatnim czasie trwa dyskusja o przygotowaniu torów, zakupie specjalnych plandek przez zespoły i kar, jakie drużyny dostają za odwołane mecze. Co myślisz o polityce Związku w tej kwestii?

Dużo zależy od przygotowania toru przed położeniem plandeki. Wiadomo, że ten tor pod przykryciem zachowuje się inaczej. Jeszcze nie wszystkie zespoły mają doświadczenie, jak takie podłoże przygotować. Ja nie jestem ich przeciwnikiem, uratowały już niejedno spotkanie. 

ZOBACZ TAKŻE