– Mieliśmy trenerów z tzw. polskiej karuzeli i chcieliśmy wyjść poza nią – tak na konferencji prasowej Dariusz Melon, właściciel ŁKS Łódź, mówił o zatrudnieniu Ariela Galeano.
Od początku podpisanie kontraktu z Paragwajczykiem wielu jawiło się jako szaleństwo. Miał być to ruch, którym wiceprezes do spraw sportowych Robert Graf zaszachuje ligę i po słabej jesieni na fali południowoamerykańskiej fantazji doprowadzi klub do awansu. Mówiąc łagodnie, plan nie wypalił. Bilans jest porażający, średnia to jeden punkt na mecz. W ośmiu spotkaniach Rycerze Wiosny zanotowali dwa zwycięstwa, dwa remisy i cztery porażki. Widać było, że drużyna nie podąża w żadnym kierunku. Dochodziły słuchy o dość nietypowych metodach zarządzania Galeano: brak odpraw czy gierki ze sztabem dzień przed meczem. Nieuniknione zatem było, że na ławce trenerskiej będzie musiał zasiąść ktoś nowy.
Nowa miotła w ŁKS Łódź
Tym, który ma prowadzić ŁKS Łódź do końca sezonu, jest Ryszard Robakiewicz. Jak na razie radzi sobie bardzo dobrze i w dwóch meczach odniósł dwa zwycięstwa. Szczególnie imponujące jest to ostatnie – 5:0 ze Stalą Rzeszów. Co dalej? Na ten moment wiemy tyle, że przy al. Unii Lubelskiej skończyli z eksperymentami. Nowy szkoleniowiec ma być bardziej sprawdzoną marką, który będzie dążył do postawionego przed nim konkretnego celu – bezpośredniego awansu do Ekstraklasy.