Gawędy łódzkie. Nie tylko Zośka Straszybot – procesy czarownic w dawnej Łodzi

Historia ziem łódzkich ma również swoje ciemniejsze strony. Należą do nich z pewnością procesy czarownic.

fot. Envato Elements
W dawnych czasach procesy czarownic nie należały do rzadkości.

Sławny proces Zośki Straszybot w 1652 r. to nie był pierwszy wypadek w dziejach miasteczka Łodzi, gdy władze musiały z całą surowością wystąpić przeciwko wspólniczkom szatana. Już bowiem wcześniej, bo w 1638 r., znajdujemy w aktach miejskich wzmiankę o procesie domniemanej czarownicy, którą pławiono w stawie na Łódce. Należy przy tym stwierdzić, że skala zjawiska na terenie maleńkiej wówczas Łodzi była znikoma w porównaniu z takim Szczercowem, gdzie władze miejskie wysłały na stos sporą liczbę wspólniczek szatana, nie mówiąc już o Warcie, w której liczba ofiar tego ponurego zabobonu w ciągu XVII i XVIII w. szła w dziesiątki. Nie można wreszcie zapominać o tym, że walka z szatanem toczona była nie tylko w Łodzi, ale również w podłódzkich wsiach. O jednym takim zdarzeniu, które o mało nie zakończyło się olbrzymim procesem o czary, wiemy z kroniki klasztoru łagiewnickiego, spisanej przez gwardiana M. Kałowskiego. 

Oto jego relacja: „Roku Pańskiego 1675 było powietrze na ludzi, ale bardziej na inwentarze wszelkie; samemu panu Żeleskiemu zdechło owiec pięćset, bydła, koni bardzo wiele. Zrazu nie tyle karze Boskiej, jako czarom przypisywać to począł pan Żeleski, kazał wszystkie kobiety ze wsiów pławić, a która pływała jako czarownice do kłody sadzano. Już tedy miał posyłać po kata na tracenie owych białychgłów, ale jejmość sama z wrodzonej litości suplikowala jegomości, aby się nie skwapiał na zgubę ludzi, może być niewinnych, ponieważ inwentarze nie tylko u nich, ale i po inszych miejscach odchodzą...”.

ZOBACZ TAKŻE