Te ostatnie, zwłaszcza dawniej – przy braku ciepłej, a nawet zimnej, bieżącej wody – nie należały do ulubionych zajęć. Mycie w misce czy wiadrze, szorowanie garów piaskiem lub proszkiem, wycieranie naczyń, wylewanie pomyj itd. wymagało nie lada sprawności, a bałagan w kuchni doczekał się określeń, nawiązujących do rzeczy starych i niepotrzebnych.
Mówiono np. że trzeba pozmywać graty albo że w kuchni zrobiła się okropna graciarnia na stole po gościach. Podobne znaczenie na nazwanie brudnych naczyń miało również gwarowe słówko „gzory”. „Pozmywam tylko te gzory i polecę na miasto” – powiadały łódzkie gospodynie. Popularne było i chyba także nadal jest w Łodzi określenie „pozmywać statki”, które przywędrowało z Wielkopolski i przyjęło się na łódzkim bruku.